Wśród wspomnień o zmarłym papieżu Benedykcie XVI nie może zabraknąć tego, że był czytany podczas Gali Biblijnej Verba Sacra w 2011 roku. Chodzi o fragmenty jego trylogii „Jezus z Nazarethu”, które do prezentacji wybrał ks. arcybiskup Stanisław Gądecki. Warto sięgnąć do nich zwłaszcza teraz, kiedy dorobek teologiczny Benedykta XVI, jak i jego pontyfikat są coraz bardziej doceniane. Tekst prezentacji przypominamy poniżej.
ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA
l. Czym jest Zmartwychwstanie Jezusa
„Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, że byliśmy fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstaną, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa” (l Kor 15,14n). W tych słowach święty Paweł dobitnie ukazuje znaczenie Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa dla całości chrześcijańskiego orędzia: stanowi ono jego podstawę. Prawdziwość świadectwa, że Chrystus powstał z martwych, decyduje o istnieniu lub nieistnieniu wiary chrześcijańskiej.
Jeśli się usunie tę prawdę, z tradycji chrześcijańskiej z pewnością można zawsze zestawić cała serię godnych uwagi idei dotyczących Boga i człowieka, jego istoty i powinności – stworzyć swoistą religijną koncepcję świata jednak wiara chrześcijańska będzie wtedy martwa. Jezus nadal pozostanie religijną osobistością, która poniosła porażkę; będzie ona wielka nawet w swej porażce i może nas zmuszać do refleksji. Będzie miał jednak wymiar wyłącznie ludzki, a miarą Jego autorytetu będzie przekonująca siła Jego orędzia. Nie stanowi już żadnego kryterium; jest nim wówczas tylko nasza osobista ocena, zgodnie z którą z Jego spuścizny wybieramy to tylko, co wydaje się nam pożyteczne. To zaś znaczy, że jesteśmy wtedy zdani na siebie samych. Ostatnią instancją jest nasz własny osąd.
Coś rzeczywiście nowego, coś, co zmienia świat i sytuację człowieka, stało się wtedy tylko, jeśli Jezus rzeczywiście zmartwychwstał. Wtedy dopiero staje się On kryterium, któremu możemy zaufać. Wtedy bowiem Bóg naprawdę się objawił.
Dlatego w naszych dociekaniach dotyczących postaci Jezusa Zmartwychwstanie stanowi punkt decydujący. Od Zmartwychwstania zależy to, czy Jezus tylko był, czy też również jest. W „tak” lub „nie”, jako odpowiedzi na to pytanie, chodzi nie o jedno wydarzenie obok wielu innych, lecz o postać Jezusa jako taką.
Dlatego musimy ze szczególną uwagą wsłuchać się w świadectwo Nowego Testamentu o Zmartwychwstaniu. Trzeba jednak stwierdzić od razu, że z historycznego punktu widzenia świadectwo to okazuje się bardzo złożone i nasuwa wiele problemów.
Co się tam wydarzyło? Widać wyraźnie, że świadkom, którzy spotkali się ze Zmartwychwstałym, nie było łatwo o tym mówić. Stali wobec rzeczywistości dla nich samych zupełnie nowej, wykraczającej poza horyzont ich doświadczeń. Rzeczywistość tego, co się wydarzyło, była dla nich porażająca i zmuszała do dawania świadectwa, równocześnie jednak była czymś zupełnie nowym. Święty Marek opowiada, że schodząc z góry Przemienienia uczniowie rozprawiali o tym, co powiedział Jezus – że Syn Człowieczy „powstanie z martwych”. Pytali jeden drugiego, co znaczy „powstać z martwych” (9,9n). Rzeczywiście: Co to właściwie jest? Uczniowie nie wiedzieli i musieli się tego dowiedzieć dopiero przez spotkanie z rzeczywistością.
Kto do relacji o Zmartwychwstaniu podchodzi z przekonaniem, że wie, czym jest powstanie z martwych, ten relacje te może zrozumieć tylko fałszywie, i musi je następnie odłożyć na bok, jako pozbawione sensu. Rudolf Bultmann wierze w Zmartwychwstanie zarzucił, że gdyby nawet Jezus wyszedł z grobu, trzeba by jednak powiedzieć, że „takie cudowne wydarzenie w naturze, jak przywrócenie życia zmarłemu” nic by nam nie pomogło i z egzystencjalnego punktu widzenia byłoby pozbawione znaczenia (zob. Neues Testament und Mythologie, s. 19).
I rzeczywiście: gdybyśmy w Zmartwychwstaniu Jezusa mieli do czynienia tylko z cudem reanimacji zwłok, wcale by nas ono w gruncie rzeczy nie interesowało. Nie miałoby większego znaczenia niż reanimacja klinicznie martwych, dokonywana dzięki umiejętnościom lekarzy. W świecie jako takim i w naszej egzystencji nic by się nie zmieniło. Cud przywrócenia życia oznaczałby, że Zmartwychwstanie Jezusa było tym samym, co wskrzeszenie młodzieńca z Naim (zob. Łk 7,11-17), córki Jaira (Mk 5,22-24.35-43 i par.) lub Łazarza O 11,1-44). Po krótszej lub dłuższej przerwie wracali oni do swego dotychczasowego życia, żeby później któregoś dnia umrzeć definitywnie. Świadectwa nowotestamentalne nie pozostawiają najmniejszej wątpliwości co do tego, że w „Zmartwychwstaniu Syna Człowieczego” wydarzyło się coś zupełnie nowego. Zmartwychwstanie Jezusa było przejściem do całkowicie nowego rodzaju życia, do życia niepodlegającego już prawu śmierci i stawania się, lecz znajdującego się poza jego granicą, życia, które zainicjowało nowy wymiar człowieczeństwa. Dlatego Zmartwychwstanie Jezusa nie jest pojedynczym wydarzeniem, nad którym moglibyśmy przejść do porządku dziennego i które należałoby wyłącznie do przeszłości, lecz jest „mutacją” (żeby posłużyć się, w sensie analogicznym, tym z pewnością niejednoznacznym terminem). W Zmartwychwstaniu Jezusa zostały zrealizowane nowe możliwości bycia człowiekiem, które mają znaczenie dla wszystkich i otwierają przed ludźmi przyszłość, nowy rodzaj przyszłości.
Dlatego Paweł zupełnie słusznie nierozerwalnie połączył zmartwychwstanie chrześcijan ze Zmartwychwstaniem Jezusa: „jeśli umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał. ( … ) Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał, jako pierwociny tych, co pomarli” (l Kor 15,16.20). Paweł mówi nam: Zmartwychwstanie Chrystusa albo jest wydarzeniem powszechnym, albo go w ogóle nie ma. I tylko wtedy, gdy rozumiemy je jako wydarzenie powszechne, jako otwarcie nowego wymiaru ludzkiej egzystencji, znajdujemy się na drodze poprawnej interpretacji nowotestamentalnego świadectwa o Zmartwychwstaniu.
Po tych wyjaśnieniach rozumiemy ów szczególny charakter tego świadectwa w Nowym Testamencie. Jezus nie powrócił do normalnego ludzkiego życia na tym świecie, tak jak to się stało z Łazarzem i innymi zmarłymi i wskrzeszonymi przez Jezusa. Przeszedł do nowego, odmiennego życia – do Bożych szerokości, i stamtąd przychodzi, by ukazać się swoim.
Było to coś absolutnie nieoczekiwanego również dla uczniów. Coś, z czym powoli sami dopiero musieli się uporać. Wprawdzie wierze Żydów znane było zmartwychwstanie na końcu czasów. To nowe życie wiązało się z początkiem nowego świata i z tej perspektywy było też czymś jak najbardziej zrozumiałym: jeśli istnieje nowy świat, to jest w nim także nowy sposób życia. jednak zmartwychwstanie jako przejście w stan definitywny, odmienny, pojawiające się pośród starego, nadal istniejącego świata, nie było przewidziane i dlatego także nie było z początku zrozumiałe. Stąd zapowiedź Zmartwychwstania pozostała zrazu niezrozumiała dla uczniów.
Proces stawania się wierzącym ma podobny przebieg, jak postawa wobec Krzyża. O Mesjaszu ukrzyżowanym nikt nie myślał. Ale teraz był to fakt i na podstawie tego faktu trzeba było odczytać Pismo na nowy sposób. Nowe odczytanie Pisma mogło rzecz jasna zacząć się dopiero po Zmartwychwstaniu, ponieważ dopiero przez nie Jezus został uwierzytelniony jako Posłaniec Boga. Teraz trzeba było szukać w Piśmie obydwu, Krzyża i Zmartwychwstania, wyjaśniać je na nowy sposób i tą drogą dochodzić do wiary w Jezusa jako Syna Bożego. To zakłada z kolei, że Zmartwychwstanie było dla uczniów czymś tak samo realnym, jak Krzyż. Zakłada, że rzeczywistość ich po prostu przerastała, że po początkowych wahaniach i zdumiewaniu się nie mogli się jej dłużej opierać: to rzeczywiście On! On żyje, On do nas mówił i pozwolił nam siebie dotykać, mimo iż nie należy już do świata rzeczywistości, których można normalnie dotykać.
Był to nieopisany paradoks: On był zupełnie inny – nie reanimowane zwłoki, lecz Ktoś, kogo Bóg uczynił Żyjącym na nowy sposób i na zawsze. I jako taki – nie należący już do naszego świata – jednocześnie był rzeczywiście obecny, w całej swej tożsamości. Było to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju, przekraczające horyzonty zwykłych doświadczeń, a jednak dla uczniów – niezaprzeczalne. To tłumaczy specyficzny charakter świadectw Zmartwychwstania: mówią one o czymś paradoksalnym, o czymś, co wykracza poza granice doświadczenia, a mimo to jest obecne, w pełni realne.
Czy jednak coś takiego mogło się rzeczywiście wydarzyć? Czy my, zwłaszcza jako ludzie nowocześni, możemy dać wiarę takim świadectwom? Myśl „oświecona” mówi: nie. Gerdowi Ludemannowi, na przykład, oczywiste wydaje się, że w następstwie „zmiany naukowego obrazu świata ( … ) tradycyjne idee zmartwychwstania Jezusa należy uważać za przestarzałe” (cyt. za: Wilckens, 1/2 s. 119n). Cóż to takiego jednak „naukowy obraz świata”? Jak daleko sięga jego normatywny charakter? Hartmut Gese w swym cennym przyczynku Die Frage des Weltbildes, do którego chciałbym tu odesłać, dokładnie opisał granice tej normatywności.
Oczywiście, nie może tu zachodzić sprzeczność z tym, co jest jasnym twierdzeniem naukowym. W świadectwach Zmartwychwstania jest mowa o czymś, co nie mieści się w granicach naszego doświadczenia. jest mowa o czymś nowym, o czymś do tej chwili jedynym – jest mowa o ukazującym się nowym wymiarze rzeczywistości. Nie kwestionuje się istniejącej rzeczywistości. Zostało nam raczej powiedziane: istnieje jeden wymiar więcej, niż znaliśmy do tej pory. Czy jest to sprzeczne z nauką? Czy rzeczywiście może istnieć to tylko, co istniało od początku? Czy nie może zaistnieć coś nieoczekiwane, coś niewyobrażalne, jakaś rzecz nowa? Jeśli jest Bóg, czy nie może On stworzyć również nowego wymiaru człowieczeństwa, czy całej nawet rzeczywistości? Czy stworzenie nie czeka w gruncie rzeczy na tę ostatnią i najwyższą „mutację”? Na zjednoczenie skończonego z Nieskończonym, na zjednoczenie człowieka z Bogiem, na pokonanie śmierci?
W całej historii istot żywych początki nowego są małe, niewidzialne niemal – można ich nie zauważać. Sam Pan powiedział, że „królestwo niebieskie” jest na tym świecie podobne do ziarna gorczycy, najmniejszego spośród wszystkich nasion (zob. Mt 13,31n i par.). Kryje jednak w sobie nieskończone potencjalności Boga. Z perspektywy historii świata Zmartwychwstanie Jezusa jest czymś niepozornym, jest najmniejszym nasieniem historii.
To odwrócenie proporcji stanowi część tajemnicy Boga. To, co jest wielkie, potężne, jest w gruncie rzeczy czymś małym. A małe ziarno jest naprawdę wielkie. Tak więc Zmartwychwstanie stało się obecne w świecie tylko przez tajemnicze ukazywanie się wybranym. Mimo to jednak było rzeczywistym nowym początkiem – tym, czego wszystko w ciszy oczekiwało. A dla nielicznych świadków dlatego właśnie, że dla nich samych było to niepojęte – było ono wydarzeniem tak zdumiewającym i realnym, narzucającym się im z tak wielką mocą, że rozpraszało wszelkie ich wątpliwości, toteż z nową odwagą stanęli przed światem, ażeby świadczyć: Chrystus naprawdę zmartwychwstał.
Problem pustego grobu
W tym wyznaniu wiary pojawiają się, podane bez komentarza i uzupełnień, następne słowa: „został pogrzebany”. Wyrażają one rzeczywisty stan śmierci, pełny udział w przeznaczeniu człowieka do śmierci. Drogę śmierci Jezus przyjął na siebie do samego jej gorzkiego i z pozoru beznadziejnego końca w grobie. Nie ma wątpliwości, że grób Jezusa był znany. I tutaj pojawia się od razu pytanie:
Czy pozostał On w grobie? Czy też po Zmartwychwstaniu grób był pusty?
W teologii nowożytnej problem ten jest szeroko dyskutowany. Końcowy wniosek brzmi zazwyczaj następująco: pusty grób nie może być dowodem Zmartwychwstania. Nawet gdyby tak się przedstawiał sam fakt, to można by go wyjaśnić inaczej. Wyprowadza się z tego wniosek, że problem pustego grobu nie ma większego znaczenia i wobec tego punkt ten można pozostawić na boku, to zaś często znaczy jednocześnie, że przypuszczalnie nie był pusty, i w ten sposób można przynajmniej uniknąć sporu z nowożytną nauką, dotyczącego możliwości zmartwychwstania ciał. U podstaw takiego myślenia leży jednak wadliwe stawianie problemu.
Pusty grób, jako taki, oczywiście nie może być dowodem Zmartwychwstania. Według Jana Maria z Magdali znalazła go pustym i wyraziła przypuszczenie, że ktoś musiał zabrać ciało Jezusa (zob. 20,1-3). Pusty grób, jako taki, nie może być dowodem Zmartwychwstania – to prawda. Istnieje jednak pytanie odwrotne: Czy Zmartwychwstanie da się pogodzić z pozostaniem zwłok Jezusa w grobie? Czy Jezus rzeczywiście zmartwychwstał, jeśli nadal leżał w grobie? Jaki byłby to wtedy rodzaj Zmartwychwstania? Dzisiaj wynaleziono idee Zmartwychwstania, dla których los zwłok nie ma znaczenia. jednakże w takiej hipotezie także sens Zmartwychwstania zaciera się do tego stopnia, że musimy wtedy postawić pytanie, z jakim rodzajem rzeczywistości mamy do czynienia w takim chrześcijaństwie.
Jakkolwiek by było: Thomas Soding, Ulrich Wilckens i inni słusznie zauważają, że w ówczesnej Jerozolimie głoszenie Zmartwychwstania byłoby absolutnie niemożliwe, gdyby można było brać pod uwagę, że w grobie leżą zwłoki. Dlatego, jeśli się poprawnie postawi problem, trzeba wtedy powiedzieć, że wprawdzie pusty grób sam ze siebie na pewno nie może być dowodem Zmartwychwstania, jest jednak koniecznym założeniem wiary w Zmartwychwstanie, która odnosi się właśnie do ciała, a za jego pośrednictwem do osoby w jej całości.
W Credo świętego Pawła brak wyraźnego stwierdzenia pustego grobu, jest on jednak bez wątpienia zakładany. W relacjach o Zmartwychwstaniu obszernie o tym mówią wszystkie cztery Ewangelie.
Wydaje mi się, że dla teologicznego zrozumienia pustego grobu duże znaczenie ma pewien fragment mowy świętego Piotra w dniu Pięćdziesiątnicy, w którym po raz pierwszy publicznie obwieszcza on wobec zgromadzonych tłumów fakt Zmartwychwstania. Nie czyni tego własnymi słowami, lecz posługuje się cytatem Psalmu 16,9-11, w którym czytamy: ” … moje ciało będzie spoczywać w nadziei, że nie zostawisz duszy mojej w Otchłani, ani nie dasz Świętemu Twemu ulec rozkładowi. Dałeś mi poznać drogi życia … ” (Dz 2,26nn). Piotr przytacza w tym wypadku tekst Psalmu 16 w wersji Biblii greckiej, różniącej się od tekstu hebrajskiego, w którym czytamy: „Nie pozostawisz mego życia w Otchłani, nie pozwolisz, żeby Twój wierny oglądał grób. Ukażesz mi ścieżkę życia” (Ps 16,10n). W tej wersji modlący się bez cienia wątpliwości mówi, że Bóg będzie się nim opiekował i wybawi go od śmierci także w sytuacji zagrożenia, w której z pewnością się znajduje; że może zatem spoczywać bezpiecznie: nie ujrzy grobu. Inaczej brzmi wersja przytoczona przez Piotra: tutaj chodzi o to, że modlący się nie pozostanie w grobie, że nie ulegnie rozkładowi.
Piotr zakłada, że pierwszym modlącym się tym psalmem jest Dawid, i może teraz stwierdzić, że w Dawidzie nadzieja ta się nie spełniła: „Dawid umarł i pochowany został w grobie, który znajduje się u nas aż po dzień dzisiejszy” (Dz 2,29). Grób i znajdujące się w nim zwłoki stanowią dowód, że zmartwychwstania nie było. Słowa Psalmu 16 są jednak prawdziwe: odnoszą się one do Dawida czasów ostatecznych. Więcej nawet: tego, że Jezus jest rzeczywistym Dawidem, dowodzi właśnie fakt, że w Nim spełniło się słowo obietnicy: „Nie dasz Świętemu Twemu ulec rozkładowi”.
Nie ma tutaj potrzeby dyskutować problemu, czy mowa ta została wygłoszona przez Piotra, czy przez kogoś innego, i kto jest jej redaktorem, jak również tego, kiedy i gdzie dokładnie ona powstała. Jest to w każdym razie starożytny typ głoszenia Zmartwychwstania; jego wielkiego autorytetu w pierwotnym Kościele dowodzi fakt przypisania go samemu Piotrowi oraz uważania go za najstarszy sposób głoszenia Zmartwychwstania.
Jeśli w Credo jerozolimskim – sięgającym początków i przekazanym przez Pawła – mówi się, że Jezus powstał z martwych zgodnie z Pismem, to pewne jest, że chodzi tu o Psalm 16, jako decydujące świadectwo skrypturystyczne dla rodzącego się Kościoła. Tutaj znajdowano wyraźne potwierdzenie, że Chrystus, Dawid czasów ostatecznych, nie ulegnie rozkładowi – że musiał naprawdę powstać z martwych.
„Nie doznać rozkładu” – jest to po prostu definicja zmartwychwstania. Dopiero rozkład uważano za fazę, w której śmierć nabierała charakteru definitywnego. Gdy następuje rozkład ciała, rozpadającego się na elementy pierwsze – co człowieka unicestwia i czyni go cząstką wszechświata – oznacza to zwycięstwo śmierci. Człowiek taki nie istnieje już teraz jako człowiek, może co najwyżej pozostać jego cień błąkający się w Otchłani. Z tej perspektywy, dla Kościoła starożytnego fakt, że ciało Jezusa nie uległo rozkładowi, był sprawą zasadniczą. Tylko wtedy można było powiedzieć, że nie pozostał w stanie śmierci, że w Nim życie rzeczywiście odniosło zwycięstwo nad śmiercią.
To, co Kościół starożytny wywnioskował z lektury Psalmu 16,10 w wersji Septuaginty, określiło w sposób decydujący także wizję całej epoki Ojców. Do istoty Zmartwychwstania należy fakt, że ciało Jezusa nie uległo rozkładowi. W tym sensie pusty grób, jako jeden z elementów głoszenia Zmartwychwstania, jest faktem całkowicie odpowiadającym Pismu. Spekulacje teologiczne, zgodnie z którymi rozkład i Zmartwychwstanie Jezusa są ze sobą kompatybilne, stanowią przykład myślenia nowożytnego i są ewidentnie sprzeczne z wizją biblijną. Także to potwierdza, że głoszenie Zmartwychwstania byłoby niemożliwe, gdyby ciało Jezusa pozostało w grobie.
Trzeciego dnia
Wróćmy do naszego Credo. Następny artykuł mówi: „Zmartwychwstał trzeciego dnia zgodnie z Pismem” (1 Kor 15,4). „Zgodnie z Pismem” odnosi się do zdania w jego całości, a do „trzeciego dnia” tylko implicite. Istotny jest fakt, że samo Zmartwychwstanie jest zgodne z Pismem – że należy do całości obietnicy, która w Jezusie ze słowa stała się rzeczywistością Tak więc za tło można tu bez wątpienia uważać Ps 16, 10 – również jednak teksty podstawowe dla obietnicy, takie jak Iz 53. Dla trzeciego dnia nie ma bezpośredniego świadectwa Pisma.
Jak wykazali to na przykład Hans Conzelmann, a także Martin Hengel i Anna Maria Schwemer, nie da się utrzymać tezy, zgodnie z którą słowa „trzeciego dnia” mogą być sformułowaniem opartym na Oz 6,ln. W tekście tym czytamy: „Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas zranił i On też uleczy ( … ). Po dwu dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności”. Tekst ten jest modlitwą pokutną grzesznego Izraela. Nie ma tu mowy o wskrzeszeniu z martwych w sensie właściwym. W Nowym Testamencie i jeszcze przez cały drugi wiek tekst ten nie jest przytaczany (zob. Hengel/Schwemer, Jesus und das Judentum, s. 631). Antycypowanym odnośnikiem do zmartwychwstania trzeciego dnia mógł się on stać dopiero wtedy, kiedy szczególne znaczenie temu dniowi nadało wydarzenie niedzieli następującej po ukrzyżowaniu Pana.
„Trzeci dzień” nie jest datą „teologiczną”, lecz dniem wydarzenia, które stało się dla uczniów decydującym przełomem po katastrofie Krzyża. Josef Blank tak to ujął: „Sformułowanie «trzeciego dnia» jest zgodnym z pierwotną tradycją chrześcijańską wskazaniem daty i odnosi się do odkrycia pustego grobu” (Paulus und Jesus, s. 156).
Ja dodałbym tu jeszcze: Odnosi się do pierwszego spotkania ze zmartwychwstałym Panem. Pierwszy dzień tygodnia – trzeci licząc od piątku – w Nowym Testamencie jest potwierdzony już od najwcześniejszych lat, jako dzień zebrań i kultu wspólnoty chrześcijańskiej (zob. l Kor 16,2; Dz 20,7; Ap 1,10). U Ignacego Antiocheńskiego (przełom I i II wieku) niedziela jest – jak już widzieliśmy – poświadczona jako nowa cecha charakterystyczna chrześcijan, odróżniająca ich od żydowskiej kultury szabatu: „Jeśli teraz ci, którzy hołdowali starym zwyczajom, otrzymali nową nadzieję i nie zachowują już szabatu, lecz żyją zgodnie z „Dniem Pańskim”, w którym – dzięki Niemu i Jego śmierci – narodziło się nasze życie … (Ad Magn. 9,1).
Jeśli się weźmie pod uwagę znaczenie, jakie – na podstawie opisu stworzenia i Dekalogu – miał szabat w tradycji starotestamentalnej, wtedy oczywiste jest, że tylko jakieś porażające swą mocą wydarzenie mogło doprowadzić do zerwania z szabatem i zastąpienia go pierwszym dniem tygodnia. Tylko wydarzenie, które z niezwykłą siłą odcisnęło się w duszach, mogło spowodować tak istotne przeobrażenie w religijnej kulturze tygodnia. Spekulacje teologiczne byłyby tutaj niewystarczające. Dla mnie celebrowanie dnia Pańskiego, od samego początku specyficzne dla społeczności chrześcijańskiej, jest jednym z najmocniejszych dowodów tego, że w tym dniu wydarzyło się coś niezwykłego – odkrycie pustego grobu i spotkanie ze zmartwychwstałym Panem.
3. Podsumowanie: istota Zmartwychwstania Jezusa i jego historyczne znaczenie
Dla podsumowania tego tematu zapytajmy raz jeszcze, jaki charakter miało spotkanie ze zmartwychwstałym Panem. Na szczególną uwagę zasługują tu następujące rozróżnienia:
– Jezus nie jest kimś, kto powrócił do normalnego życia biologicznego i zgodnie z prawami biologii będzie musiał któregoś dnia umrzeć.
– Jezus nie jest zjawą („duchem”). Znaczy to: Nie jest kimś, kto w rzeczywistości należy do świata umarłych, może jednak w jakiś sposób ukazywać się w świecie żyjących.
– Spotkania ze Zmartwychwstałym są jednak także czymś innym niż doświadczenia mistyczne, w których duch ludzki zostaje na chwilę uniesiony ponad siebie samego oraz doświadcza świata Boskiego i wiecznego, by potem znowu powrócić do normalnego wymiaru swej egzystencji. Doświadczenie mistyczne jest wyjściem na jakiś czas poza granice obszaru duszy i jej zdolności postrzegania. Nie jest ono jednak spotkaniem z osobą przychodzącą do mnie z zewnątrz. Paweł z całą wyrazistością odróżnił swe doświadczenia mistyczne – na przykład opisane w 2 Kor 12,1-4 podniesienie go do trzeciego nieba – od spotkania ze Zmartwychwstałym na drodze do Damaszku, które było wydarzeniem w historii, spotkaniem z Żyjącym.
Co w rzeczywistości, na podstawie tych wszystkich danych biblijnych, możemy powiedzieć o szczególnej naturze Zmartwychwstania Chrystusa?
Jest ono wydarzeniem, które dokonało się w historii, lecz narusza jej obszar i wychodzi poza jej granice. Wolno nam może posłużyć się tutaj językiem analogii, który pod niejednym względem pozostaje nieadekwatny, może jednak otworzyć dostęp do zrozumienia. Moglibyśmy (tak jak już – antycypując – postąpiliśmy w pierwszym punkcie tego rozdziału) spojrzeć na Zmartwychwstanie, jak na swoistą radykalną mutację, w której otwiera się nowy wymiar życia i człowieczeństwa.
Tak, sama materia zostaje tu przetworzona na nowy rodzaj rzeczywistości. Człowiek Jezus, teraz właśnie także ze swym ciałem, należy odtąd całkowicie do sfery rzeczywistości Boskiej i wiecznej. jak powiedział kiedyś Tertulian, „ciało i krew” mają odtąd miejsce w Bogu (zob. De resurrect. mort. 51,3: CC lat. II 994). Nawet jeśli człowiek z samej swej istoty został stworzony do nieśmiertelności, to jednak dopiero teraz istnieje miejsce, w którym jego nieśmiertelna dusza znajduje „obszar” i tę „cielesność”, w której nieśmiertelność nabiera sensu jako komunia z Bogiem i z całą pojednaną ludzkością. W swych więziennych Listach do Kolosan (zob. 1,12-23) i do Efezjan (zob. 1,3-23) święty Paweł to właśnie ma na myśli, gdy mówi o kosmicznym Ciele Chrystusa i tym samym ukazuje, że przemienione ciało Chrystusa jest jednocześnie miejscem, w którym ludzie są wprowadzani we wspólnotę z Bogiem i wzajemną ze sobą i w ten sposób mogą definitywnie cieszyć się pełnią niezniszczalnego życia. Ponieważ my sami nie mamy jeszcze doświadczenia takiego odnowionego i przemienionego rodzaju materialności i życia, nie powinniśmy się dziwić, że wykracza on poza granice naszych pojęć i wyobraźni.
Istotny jest tu fakt, że w Zmartwychwstaniu Jezusa nie został kiedyś przywrócony do życia jakiś pojedynczy zmarły; w Zmartwychwstaniu dokonał się przeskok ontologiczny dotyczący bytu jako takiego, zainaugurowany został wymiar, który dotyczy nas wszystkich i który stworzył dla nas wszystkich nowy obszar życia – bycia razem z Bogiem.
To wszystko trzeba brać pod uwagę przy rozważaniu Zmartwychwstania jako faktu historycznego. Z jednej strony musimy powiedzieć, że istota Zmartwychwstania polega na tym właśnie, że wykracza ono poza granice historii i otwiera nowy wymiar, który nazywamy zazwyczaj wymiarem eschatologicznym. Zmartwychwstanie tworzy nowy obszar, który stawia historię ponad nią samą oraz inauguruje rzeczywistości ostateczne. W tym sensie trzeba powiedzieć, że Zmartwychwstanie nie jest takim samym wydarzeniem historycznym, jak narodzenie Jezusa bądź Jego ukrzyżowanie. Jest nowością – nowym rodzajem wydarzenia.
Jednocześnie jednak stwierdzić należy, że nie jest ono po prostu poza czy ponad historią. Będąc wyjściem z historii i wzniesieniem się ponad nią, ma jednak początek w samej historii i do pewnego momentu do niej należy. Można by to przypuszczalnie wyrazić w następujący sposób: Zmartwychwstanie wyprowadza poza historię, jednak pozostawiło w niej jakiś ślad. Dlatego świadkowie mogą je poświadczać jako wydarzenie zupełnie nowego rodzaju.
Kerygmat apostolski, z cechującym go entuzjazmem i śmiałością, jest rzeczywiście niewyobrażalny bez rzeczywistego kontaktu świadków z dotykającym ich z zewnątrz zjawiskiem całkowicie nowym i nieoczekiwanym, jakim było ukazywanie się zmartwychwstałego Chrystusa i Jego słowa. Kerygmat apostolski mogło zainicjować tylko jakieś rzeczywiste i radykalnie nowe wydarzenie – wydarzenie, którego nie można było wyjaśnić na drodze spekulacji ani wewnętrznych, mistycznych doświadczeń. W swej śmiałości i nowości, czerpie ono życie z niezwykłego dynamizmu wydarzenia, którego nikt nie mógł wymyślić, i które przekracza wszelkie wyobrażenia.
Na koniec jednak ciągle na nowo staje przed nami wszystkimi pytanie, które Juda Tadeusz zadał Jezusowi w Wieczerniku: „Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?” a 14,22). Tak, dlaczego z całą mocą nie przeciwstawiłeś się Twoim wrogom, którzy Cię skazali na śmierć krzyżową? Dlaczego z całą nieodpartą siłą nie pokazałeś im, że jesteś Żyjącym, Panem życia i śmierci? Dlaczego ukazałeś się tylko małej grupie uczniów, których świadectwu my teraz mamy zaufać?
Pytanie to dotyczy, rzecz jasna, nie tylko Zmartwychwstania, lecz całego sposobu objawiania się Boga w świecie. Dlaczego samemu Abrahamowi, dlaczego nie możnym tego świata? Dlaczego samemu Izraelowi, nie zaś w sposób niekwestionowany wszystkim narodom na ziemi?
Otóż tajemnica Boga polega na tym, że działa On bez rozgłosu. W wielkiej historii ludzkości stopniowo tylko buduje swoją historię. Staje się człowiekiem, tak jednak, że przez współczesnych sobie, przez miarodajne siły historii, może pozostać niezauważony. Cierpi i umiera, jako Zmartwychwstały chce przyjść do ludzkości tylko przez wiarę swoich, którym się ukazuje. Nie przestaje lekko pukać do drzwi naszych serc i jeśli je otworzymy, powoli czyni nas widzącymi.
Czy jednak nie taki właśnie jest Boski styl? Nie pokonywanie siłą zewnętrzną, lecz dawanie wolności, obdarzanie miłością i budzenie. A jeśli się dobrze zastanowimy, czy nie przyznamy, że to, co z pozoru jest tak małe, jest czymś naprawdę wielkim? Czy nie od Jezusa wychodzi rosnący przez wieki promień światła, który nie mógł pochodzić od żadnego zwykłego człowieka, promień za pośrednictwem którego rzeczywiście ukazuje się światu blask światła Bożego? Czy kerygmat apostołów mógłby znaleźć wiarę i zbudować powszechną wspólnotę, gdyby nie działała w nim moc prawdy?
Jeśli uważnym sercem słuchamy świadków i otwieramy się na znaki, którymi Pan ciągle na nowo uwiarygodnia ich i siebie samego, wtedy wiemy: On prawdziwie zmartwychwstał. On jest Żyjącym. jemu się powierzamy i wiemy, że znajdujemy się na właściwej drodze. Razem z Tomaszem wkładamy nasze ręce w przebity bok Jezusa i wyznajemy: „Pan mój i Bóg mój!” J 20,28).