PATRONAT VERBA SACRA

„Musica Caeli – Dominikańskie Warsztaty Muzyki Sakralnej”

Z radością zapraszamy wszystkich – mniej i bardziej śpiewających – na Musica Caeli – Dominikańskie Warsztaty Muzyki Sakralnej, które odbędą się w dniach 4-6 kwietnia 2025. To wyjątkowe wydarzenie, które łączy pasję do muzyki oraz Liturgii, skierowane jest do osób pragnących zagłębić się w świat muzyki sakralnej. Uczestnicy będą mieli okazje do nauki śpiewu pod okiem wybitnych specjalistów: Urszuli Rogali, Anny Grześkowiak i Rafała Maciejewskiego. Artyści ci, dzięki swojemu doświadczeniu i pasji, wprowadzą uczestników w tajniki muzyki sakralnej, pomagając rozwijać umiejętności wokalne. Dodatkowo, uczestnicy będą mieli okazję do pogłębienia swojej duchowości i zrozumienia znaczenia muzyki w Liturgii, dzięki konferencjom Tomasza Grabowskiego OP, który poprowadzi formację liturgiczną. Warsztaty stanowią doskonałą okazję do rozwoju nie tylko umiejętności wokalnych, ale także do refleksji nad rolą muzyki w życiu wspólnoty.

Warsztaty odbędą się w Klasztorze Dominikanów na ul. Kościuszki 99 w Poznaniu oraz w Poznańskiej Szkole Muzycznej przy ul. Solnej 12. W ramach warsztatów poświęcimy łącznie około 10h na naukę śpiewu, oraz około 3h na wysłuchanie konferencji o tematyce liturgicznej. Punktem kulminacyjnym warsztatów będzie śpiew na uroczyście sprawowanej niedzielnej Eucharystii (6 kwietnia) o godzinie 13:00 w kościele Dominikanów. Ze względu na ograniczoną ilość miejsc oraz duże zainteresowanie zachęcamy do zapisu już dzisiaj. Więcej informacji oraz formularz zgłoszeniowy można znaleźć na stronie http://www.musica-caeli.pl

/materiał organizatora/

Kazania Sejmowe ks. Piotra Skargi

W niedzielę 27 października odbyła się w Bazylice Archikatedralnej w Poznaniu czwarta tegoroczna premiera Verba Sacra. Mocno zabrzmiały słowa ks. Piotra Skargi, nie tylko z powodu ich aktualności, ale również dzięki znakomitej interpretacji Dariusza Bereskiego. Wszystkie trzy kazania, odczytane tego popołudnia, zgromadzona w poznańskiej katedrze publiczność przyjmowała oklaskami. Podobnie, jak i program muzyczny, przygotowany interesująco i pięknie wykonany przez Chór kameralny Musica Viva Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu pod dyrekcją Marka Gandeckiego. Nic więc dziwnego, że całość zakończyła się owacją na stojąco. Fotorelacja Zbigniewa Skibniewskiego – https://www.facebook.com/verbasacra/

Wydarzenie sfinansowano ze środków budżetowych Miasta Poznania #poznanwspiera i Samorządu Województwa Wielkopolskiego.

Księga Koheleta i Pieśń nad Pieśniami

W niedzielę 29 września odbyła się w Bazylice Archikatedralnej w Poznaniu trzecia tegoroczna premiera Verba Sacra. Piękne strofy Księgi Koheleta i Pieśni nad Pieśniami zabrzmiały przejmująco w niezwykłej interpretacji Wiesława Komasy. Nastrój medytacji udzielał się wszystkim dzięki oprawie muzycznej w wykonaniu Zespołu Muzyki Dawnej Anonymous pod kierunkiem Zbigniewa Kaczmarka. Licznie zgromadzona  w poznańskiej katedrze publiczność nagrodziła artystów owacją na stojąco. Fotorelacja: https://www.facebook.com/verbasacra/. Wydarzenie sfinansowano ze środków budżetowych Miasta Poznania #poznanwspiera i Samorządu Województwa Wielkopolskiego.

Księga Mądrości w mistrzowskim stylu

Księga Mądrości w mistrzowskim stylu powróciła do katedry po 25 latach od prapremiery w lutym 2000 roku. Halina Łabonarska, tak jak wtedy, pokazała, że ekspresja aktorska potrafi wydobyć duchową głębie z tekstu biblijnego, kiedy przekracza wymiar artystyczny i staje się żarliwą modlitwą. Pięknie w strofy Księgi Mądrości wpisał się program muzyczny, przygotowany przez Sołacki Chór Kameralny pod dyrekcją Marianny Lewickiej. Prezentację zakończyła owacja na stojąco licznie zgromadzonych słuchaczy. Fotorelacja Zbigniewa Skibniewskiego – https://www.facebook.com/verbasacra/. Wydarzenie sfinansowano ze środków budżetowych Miasta Poznania. #poznanwspiera

Wielka Gala Fredry – komentarz prof. dr hab. Elżbiety Nowickiej

 Urodzony w 1793, zmarły 1876. Jako szesnastolatek, w 1809 roku zaciągnął się do wojska Księstwa Warszawskiego, wziął udział w wyprawie napoleona na Moskwę, przeżył udręką odwrotu i klęski, powtórnie związał się z wojskiem napoleońskim, do domu wrócił po 1815 roku, zajął się gospodarowaniem – czynił to bardzo umiejętnie –  i pisaniem.  Doświadczenia żołnierskie były dla niego bardzo ważne. Dał im wyraz w pisanych w latach 40. Wspomnieniach zatytułowanych „Trzy po trzy”; zgodnie z jego ostatnią wolą na grobie  miał znaleźć się  krótki, wręcz ascetyczny napis: Aleksander Fredro. Żołnierz i poeta.   Od lat 40. datuje się zaangażowanie pisarza w sprawy publiczne – podaję tylko przykładowo,  że w 1846 roku był współzałożycielem Galicyjskiego Towarzystwa Gospodarskiego, w  rewolucyjnym roku 1848  był członkiem lwowskiej rady Narodowej, od roku 1861 pełnił godność posła do galicyjskiego sejmu krajowego,  czynił też starania o budowę pierwszej na tych terenach linii kolejowej. Zmarł we Lwowie, mieście, z którym czuł się bardzo związany;  na scenie lwowskiego teatru  odbywały się prapremiery jego najznakomitszych sztuk.

Jakim był człowiekiem? Na pewno bardzo skomplikowanym. Miał wielki talent pisarski, a przy tym, co nieczęste, znakomicie gospodarował w swoim majątku. Pisał o nim Stanisław Pigoń, znawca i edytor dzieł dramatopisarza: „ Nie jest on jednowymiarowy, monolityczny, raczej wieloraki i wewnątrz sproblematyzowany. Jak niejeden z jego światowej paranteli kryje on w sobie rozdarcie i biegunowość: komediopisarz na ostrej zaprawie mizantropii , przedziwny amalgamat wesołości ze smutkiem, optymizmu z pesymizmem.” Sam zaś  dramatopisarz   taką oto sentencję zamieścił w jednym z listów do brata: „Piszmy komedyje, grajmy tragedyje na tym świecie.”  Piszmy komedyje – nie porzucił tej myśli także w czasie bardzo trudnym, bezpośrednio po klęsce i represjach po przegranym powstaniu listopadowym.  Niektórzy współcześni, a i późniejsi krytycy mieli mu to za złe. Piszmy komedyje , to zawołanie uzyskuje dobitny i przejmujący auto komentarz  w liście poety ze stycznia 1832 roku do jednego z przyjaciół:

„Autorstwo moje diabli wzięli, nie podlece już nad ziemię w ołowianych butach, jakie los nam wszystkim sprawił. Mam dobrą żonę, mam małego bębna, mam książki, domek spokojny – słowem, byłbym szczęśliwy, gdybym nie był Polakiem. Jak chętnie podpisałbym się dzisiaj: Gin-Li-Kia-Bo-Bu, mandaryn chiński, kiedy pisać musze: Biedny sierota – eks-poeta(…).”

 Mimo „ołowianych butów” – pisał komedyje – właśnie wtedy powstały Śluby panieńskie, Zemsta, Dożywocie, których fragmenty za parę chwil zostaną zaprezentowane przez artystów. Tworzył je już jako doświadczony autor. Do twórczości komediowej powrócił w latach 50., po kilkunastoletniej przerwie,  ale tych dzieł  nie drukował i nie wystawiał  na scenie  – to m.in. Wielki człowiek do małych interesów, Rewolwer, Wychowanka. Ich tonacja jest ciemniejsza, w świecie przedstawianym  w tych dziełach  pojawiają się poważne rysy i niedające się ukryć pęknięcia, mówiące wiele  o naturze społecznej czy moralnej.   Znamy i wymieniamy najczęściej kilka tytułów, warto więc przypomnieć, że Fredro stworzył 40  komedii.

 Tadeusz Boy Żeleński utrzymywał, ze Fredro, którego wyjątkowy talent pisarski niezwykle wysoko cenił i  uważał komediopisarza za twórcę genialnego,  w pełni „żyje” dopiero na scenie, w  kreacjach aktorskich. Istotnie, od samego początku  i znacznie, znacznie  później  w komediach Fredry występowali wybitni aktorzy,  poeta zresztą przyjaźnił się z  niektórymi  z nich, był stałym gościem nie tylko w najbliższym mu, lwowskim teatrze ( warto dodać, ze podczas pobytów w Paryżu z upodobaniem brał udział w tamtejszym życiu teatralnym).

 W zapiskach dotyczących  wojskowej młodości , w Trzy po trzy  wyznał, że nie miał pojęcia, co to średniówka.  To wyznanie, mniejsza – prawdziwe czy zmyślone – pod piórem  autora  tak znakomicie zrytmizowanych wierszy kieruje uwagę w stronę wiersza Fredry  właśnie. Pisanie dialogu wierszem – tak  utrzymywali niezależnie  od siebie inni ówcześni krytycy i teoretycy dramatu –  daje efekt naturalności tegoż dialogu. Zakrawa to na paradoks, ale zważmy, że właśnie mówienie wierszem wydobywa takie modulacje, akcenty i odcienie mowy, jakich próżno może szukać w zwykłym, czyli prozatorskim mówieniu. Bodaj Tadeuszowi Łomnickiemu przypisuje się  uwagę, że po małej scenie nie da się chodzić ośmiozgłoskowcem.  Wiersz to przecież  także rytm – rytm  mowy, ale też zgodnego z nią ruchu i gestu.  Fredro także w tym wymiarze  znakomicie rozumiał scenę, rozumiał też aktorów i – trzeba to powiedzieć – miał do nich wiele szczęścia.

 Czytając czy oglądając  dzisiaj na scenie komedie Fredry  myślimy o jakiejś Polsce mitycznej, zawieszonej w przeszłości życia domowego dworów i dworków, wypełnionej postaciami , które stylem życia należą do nostalgicznego „kiedyś”. A przecież Fredro pisał komedie współczesne- takimi są Śluby panieńskie, Dożywocie,  czy Wielki człowiek do małych interesów.  Nawet akcja Zemsty, którą skłonni jesteśmy umieszczać w jakiejś wiecznej strefie szlacheckiego życia, mogła wyrosnąć z zapamiętanych z lat wczesnej młodości typów „ostatnich’,  których Fredro uwiecznił w gawędowym ‘Trzy po trzy”. Obcując z dziełem  komediopisarza, obcujemy  więc z rzeczywistością społeczną, kulturową, obyczajową jego czasu.   Dostajemy    w ten sposób  wiele informacji   na temat domowych relacji pokoleniowych, małżeńskich,  możemy się przekonać o rosnącej roli pieniądza,  odznaczającej się w sposób charakterystyczny dla tamtego czasu, a przez dramatopisarza nieakceptowany , za sprawą  giełdy, hazardu, lichwy.   Można wprawdzie uznać, że potrzeby poznawcze w tym zakresie zaspokajają prace historyków. Tyle tylko, że literatura, a w naszym przypadku i literatura i teatr razem wzięte, oferują coś jeszcze. To doświadczenie pełnej iluzji obecności , teraz i tutaj, przedstawianego świata. Może więc komedie Fredry, jak każde dzieło sztuki o wysokiej wartości, są współczesne –  każdemu, kto je czyta lub widzi na scenie?

  Zamykam ten wątek,  musiałby on zaprowadzić albo do filozoficzno-estetycznych rozważań o sztuce, albo do  banalnego w gruncie rzeczy spostrzeżenia o „wiecznie żywym” komediopisarzu.

 Za chwilę usłyszą państwo wybrane fragmenty  trzech komedii, w takiej właśnie kolejności: to Śluby panieńskie, Dożywocie i Zemsta.  W każdym  z nich – tych fragmentów –  osnową jest pisanie, lub składanie podpisu, czynność naturalna w świecie społecznych, rodzinnych, miłosnych relacji,  lecz za każdym razem inna.  W Ślubach panieńskich , opartych na koncepcie odwrotu od złożonej przez dwie dziewczyny przysięgi   odmowy miłości i małżeństwa  dyktowany jest list, przeznaczony dla rzekomej ukochanej .  Odkrywa on   prawdziwe uczucia Anieli i Gustawa, a – pośrednio- także Klary i Albina.  Fabułę komedii wieńczy pogodna aura zgody i obietnica dwóch małżeństw.  Tak sugestywna, że nie pytamy o szansę jej utrzymania na całe życie.

 Dożywocie przedstawia dość zawikłaną sytuację rodzinną i finansowa, która – tego nie usłyszymy w prezentowanym fragmencie – również kończy się szczęśliwym dla zakochanej młodej pary finałem.  Tu jednak akcja rozgrywa się w mieście, a jej głównym bohaterem wydaje się być pieniądz. To za umorzenie długu Orgon chce oddać córkę człowiekowi interesu,  Łatce, do czego ostatecznie nie dochodzi.  Ojciec czyni to jednak z ciężkim sercem: „świecie, ty krętoszu stary”, wybucha w pewnym momencie  żalem na los i odrazą do  świata, rządzonego przez pieniądz.  A pieniądz – zgodnie z jego naturą – krąży i tę cyrkulację znajdujemy w scenie ( nieuczciwej,  wartość dożywocia jest zagrożona)  sprzedaży  tegoż dożywocie przez Łatkę Twardoszowi. Tutaj robi się i podpisuje interesy, a nie pisze miłosne listy.

 I wreszcie Zemsta, której fabuły z pewnością nie potrzeba objaśniać.  Z kapitalną sceną pisania listu; w tym wypadku, inaczej niż w Ślubach…., to nadawca jest zmyślony – Cześnik wszak dyktuje list jakoby w imieniu Klary.  Tyle że ten list  chybia celu, wobec niemożności  nadana mu właściwego kształtu i ostatecznie zostaje zastąpiony posłańcem.

Trudno oprzeć się wrażeniu, ze nad światami stworzonymi przed Fredrę panuje pogoda – trudności są chwilowe, przeszkody można przezwyciężyć dzięki roztropności i dobru, jakie jest w człowieku.  Po zamętach świat wraca na swoje miejsce. Czy jednak na pewno? Wysoce zastanawiająca  jest uwaga jednej z postaci wczesnej komedii autora, Gwałtu, co się dzieje,  prostego żołnierza, który na optymizm swojego dowódcy, że wszystko powróci do poprzedniego, właściwego stanu odpowiada tak: „ Co raz się zmieniło, trudno, żeby znowu było tym, czym było. Wykop dół, a potem zasyp go tąż samą ziemią, to zawsze braknie albo zbędzie.”

Wołanie Jeremiasza

To była niezwykła prezentacja Verba Sacra. Wypełnione ławki katedry i oczekiwanie na słowa proroka. Komentarz ks. prof. Janusza Nawrota był jakby echem wołania Jeremiasza. W skupieniu słuchaliśmy tekstu, którego moc i wszystkie odcienie w mistrzowski sposób oddał Zbigniew Grochal. Pięknie współbrzmiały z nim pieśni w wykonaniu zespołu Lumen. A ekspresja interpretacji Marzeny Małkowicz w utworze „Grajmy Panu” zachwyciła wszystkich. Owacja na stojąco była pięknym podziękowaniem za tę 215 prezentację Verba Sacra. Fot. Zbigniew Skibniewski

Księga Jeremiasza – komentarz biblijny

            W historii Izraela jako ludu Bożego Jeremiasz zajmuje miejsce szczególne. Jest bodaj najbardziej tragicznym prorokiem, któremu przyszło żyć w najbardziej smutnych czasach całkowitego odchodzenia narodu wybranego od swego Boga. Przepowiadanie proroka umieszczamy z grubsza między latami 625 a 580 roku przed Chr. Rozpoczął swą misję podczas wspaniałych i tchnących wielką nadzieją przemian króla Jozjasza, który w roku 622 zarządził gruntowną reformę religijną według zapisów odnalezionej przypadkiem w świątyni Księgi Prawa Mojżeszowego (2 Krl 22,3-23,24). Księgę tę utożsamiamy dziś z Księgą Powtórzonego Prawa, rozdziały 12 do 26. Niestety, po tyleż gwałtownej, co niemądrej śmierci króla z jego własnej winy (2 Krl 23,29), reforma upadła. Jego synowie i następcy, Joachaz i Jojakim nie kontynuowali jej, co spotkało się z całkowitą dezaprobatą Boga, który spowodował najazd Nabuchodonozora, króla babilońskiego na Judę wpierw w roku 598 przed Chr., zdobywając Jerozolimę i uprowadzając do niewoli dużą część społeczności judejskiej, zwłaszcza jej wykształcone warstwy, w tym cały dwór królewski, którego władcą został w międzyczasie Jojakin, syn Jojakima i wnuk Jozjasza (2 Krl 25,1-16). Ostatnim, całkowicie już zależnym od imperatora babilońskiego wpłacą został brat Jozjasza, Sedecjasz, dalej czyniący „to, co złe w oczach Pana” (2 Krl 25,17-19). Nadszedł wreszcie najtragiczniejszy w całej historii Izraela rok 587 przed Chr., gdy wojsko władcy babilońskiego po raz drugi najechało królestwo Judy zdobywając Jerozolimę, niszcząc miasto doszczętnie, rujnując świątynię, pozbawiając dynastię wielkiego Dawida tronu a wreszcie uprowadzając lud do niewoli. W ten sposób zakończyła się historia niepodległego Izraela, której ostatniego akordu tragicznym świadkiem był prorok Jeremiasz. Jej końcem będzie dopiero rok 1947, już naszej ery, kiedy to Izrael na nowo zyskał niepodległość.

            Pochylając się nad słowem Bożym usłyszymy wpierw tekst o powołaniu Jeremiasza na urząd prorocki, czego ten od początku nie akceptował i wszelkimi sposobami pragnął uniknąć. Bóg jednak w swej mądrości uznając jego przydatność nie zgodził się z próbą ucieczki, zapewniając zarazem o swej przy nim stałej obecności (1,1-19). Ta zaś była absolutnie niezbędna, skoro już na samym początku prorok musiał wygłaszać niemiłe dla słuchaczy słowa o ich niewierności Bogu (2,1-13.20-25). Wsłuchajmy się zwłaszcza w silną i logiczną argumentację Boga na rzecz postulowanej wierności Izraela: żaden naród pogański nie zmienił swej wiary w bóstwa, które przecież nie były prawdziwymi bogami. Izraelici natomiast porzucili Boga prawdy na rzecz zakłamania i nicości.

            W odsłonie drugiej uzmysłowimy sobie troskę Boga, który nie chce karać swego ludu, nieustannie proponując mu nawrócenie i swoją gotowość do przebaczenia, o ile będzie to nawrócenie szczere i trwałe (3,1-5.19-4,4). Śmiertelnym natomiast zagrożeniem okazuje się pokładanie złudnej nadziei w obecności domu Bożego pośród ludu. Świątynia była bowiem traktowana magicznie, jako talizman przeciw zapowiadanej przez Jeremiasza katastrofie. Według bowiem przywódców i całego ludu niemożliwe jest zniszczenia Izraela, skoro świątynia Pańska trwa w mieście świętym. Prorok zaś ostrzegł, że obecność domu Bożego nie gwarantuje trwałości państwa, lecz wyłącznie zmiana postępowania na zgodne z przykazaniami i warunkami przymierza. Świątynia zostanie zburzona a lud wypędzony do niewoli (7,1-20).

            Ciągłe stawanie naprzeciw zbuntowanych rodaków i konieczność głoszenia twardego przesłania szybko doprowadziły Jeremiasza do całkowitego wyczerpania i upadku ducha, czego nie omieszkał wypomnieć Bogu w tzw. improperiach, słynnych żalach i skargach jego duszy na swój ciężki los (11,18-20; 12,1-13). Jakże bardzo trzeba było hartu ducha i mocy zaufania Bogu, który z kolei żądał dalej od proroka trudu ratowania swego ludu przed ostateczną klęską. Swoje słowo wzmacniał Jeremiasz także szeregiem czynności symbolicznych, do których należało znane słuchaczom stłuczenie glinianego flakonu jako zapowiedź zniszczenia narodu i miasta, czego nie można już naprawić (19,1-5.10-20,6).

            W części czwartej znów staniemy się świadkami szczególnie ujmującej skargi proroka na swój los samotnika, odrzuconego przez lud i przywódców, prześladowanego, krzywdzonego, stającego w ten sposób w szeregu poprzedników Pana naszego Jezusa Chrystusa, którego życie niezwykle wyraziście Jeremiasz w sobie odbił (20,7-18). Konieczność głoszenia słów prawdy zapowiadających całkowite zniszczenie świątyni przyczyniła się po raz kolejny do popadnięcia proroka w konflikt z przywódcami ludu i chęci zamordowania go przez nich (26,1-15). Tymczasem odpowiadając na Boże natchnienie prorok nie zapomniał o wcześniejszych wygnańcach z roku 598 pisząc do nich budujący i tchnący nadzieją list co do sposobu życia, jaki mają przyjąć na wygnaniu w Babilonie (29,1-14).

            Zbliżając się do końca dzisiejszej prezentacji tekstów księgi usłyszymy jeszcze niezwykle ważną i zapowiedź zawarcia nowego przymierza między Bogiem a Jego ludem oraz przyszłego odbudowania miasta i kraju po powrocie Izraelitów z niewoli (31,15-22.27-34). Zapowiedź ta pozwoliła ludowi wytrwać w wierze w Boga jakże sprawiedliwego, lecz ponad wszystko miłosiernego, który po odbyciu niemal 40-letniej pokuty w Babilonie dał nadzieję na powrót do ziemi rodzinnej. Nadzieję tę i zachętę do wytrwałego oczekiwania zmąciło znów odrzucenie przez ocalały z wojennej pożogi lud drogi Pana, pod skrzydła którego chciał się on udać po zdobyciu miasta przez Babilończyków (42,1-16; 43,4-7). Mimo jednak kolejnych aktów swej niewierności, Izraelici zawsze mogli liczyć na wierność swego Boga. Nigdy bowiem nie zmienia On raz danego słowa. Dlatego właśnie jest tak godny zaufania także w naszych, współczesnych niewiernościach i zdradach.

ks. prof. dr hab. Janusz Nawrot

Aktorzy Verba Sacra

Dzisiaj Międzynarodowy Dzień Teatru. Dziękujemy za dar aktorów Verba Sacra, których liczba przekroczyła już setkę. Ich domeną jest słowo. Aktorzy znają i potrafią wyrazić jego świętą przestrzeń. Zaproszenie na Verba Sacra jest zawsze dla nich radosnym wydarzeniem.

Benedykt XVI na Verba Sacra

Wśród wspomnień o zmarłym papieżu Benedykcie XVI nie może zabraknąć tego, że był czytany podczas Gali Biblijnej Verba Sacra w 2011 roku. Chodzi o fragmenty jego trylogii „Jezus z Nazarethu”, które do prezentacji wybrał ks. arcybiskup Stanisław Gądecki. Warto sięgnąć do nich zwłaszcza teraz, kiedy dorobek teologiczny Benedykta XVI, jak i jego pontyfikat są coraz bardziej doceniane. Tekst prezentacji przypominamy poniżej.

ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA

l. Czym jest Zmartwychwstanie Jezusa

„Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, że byliśmy fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstaną, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa” (l Kor 15,14n). W tych słowach święty Paweł dobitnie ukazuje znaczenie Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa dla całości chrześcijańskiego orędzia: stanowi ono jego podstawę. Prawdziwość świadectwa, że Chrystus powstał z martwych, decyduje o istnieniu lub nieistnieniu wiary chrześcijańskiej.

Jeśli się usunie tę prawdę, z tradycji chrześcijańskiej z pewnością można zawsze zestawić cała serię godnych uwagi idei dotyczących Boga i człowieka, jego istoty i powinności – stworzyć swoistą religijną koncepcję świata jednak wiara chrześcijańska będzie wtedy martwa. Jezus nadal pozostanie religijną osobistością, która poniosła porażkę; będzie ona wielka nawet w swej porażce i może nas zmuszać do refleksji. Będzie miał jednak wymiar wyłącznie ludzki, a miarą Jego autorytetu będzie przekonująca siła Jego orędzia. Nie stanowi już żadnego kryterium; jest nim wówczas tylko nasza osobista ocena, zgodnie z którą z Jego spuścizny wybieramy to tylko, co wydaje się nam pożyteczne. To zaś znaczy, że jesteśmy wtedy zdani na siebie samych. Ostatnią instancją jest nasz własny osąd.

Coś rzeczywiście nowego, coś, co zmienia świat i sytuację człowieka, stało się wtedy tylko, jeśli Jezus rzeczywiście zmartwychwstał. Wtedy dopiero staje się On kryterium, któremu możemy zaufać. Wtedy bowiem Bóg naprawdę się objawił.

Dlatego w naszych dociekaniach dotyczących postaci Jezusa Zmartwychwstanie stanowi punkt decydujący. Od Zmartwychwstania zależy to, czy Jezus tylko był, czy też również jest. W „tak” lub „nie”, jako odpowiedzi na to pytanie, chodzi nie o jedno wydarzenie obok wielu innych, lecz o postać Jezusa jako taką.

Dlatego musimy ze szczególną uwagą wsłuchać się w świadectwo Nowego Testamentu o Zmartwychwstaniu. Trzeba jednak stwierdzić od razu, że z historycznego punktu widzenia świadectwo to okazuje się bardzo złożone i nasuwa wiele problemów.

Co się tam wydarzyło? Widać wyraźnie, że świadkom, którzy spotkali się ze Zmartwychwstałym, nie było łatwo o tym mówić. Stali wobec rzeczywistości dla nich samych zupełnie nowej, wykraczającej poza horyzont ich doświadczeń. Rzeczywistość tego, co się wydarzyło, była dla nich porażająca i zmuszała do dawania świadectwa, równocześnie jednak była czymś zupełnie nowym. Święty Marek opowiada, że schodząc z góry Przemienienia uczniowie rozprawiali o tym, co powiedział Jezus – że Syn Człowieczy „powstanie z martwych”. Pytali jeden drugiego, co znaczy „powstać z martwych” (9,9n). Rzeczywiście: Co to właściwie jest? Uczniowie nie wiedzieli i musieli się tego dowiedzieć dopiero przez spotkanie z rzeczywistością.

Kto do relacji o Zmartwychwstaniu podchodzi z przekonaniem, że wie, czym jest powstanie z martwych, ten relacje te może zrozumieć tylko fałszywie, i musi je następnie odłożyć na bok, jako pozbawione sensu. Rudolf Bultmann wierze w Zmartwychwstanie zarzucił, że gdyby nawet Jezus wyszedł z grobu, trzeba by jednak powiedzieć, że „takie cudowne wydarzenie w naturze, jak przywrócenie życia zmarłemu” nic by nam nie pomogło i z egzystencjalnego punktu widzenia byłoby pozbawione znaczenia (zob. Neues Testament und Mythologie, s. 19).

I rzeczywiście: gdybyśmy w Zmartwychwstaniu Jezusa mieli do czynienia tylko z cudem reanimacji zwłok, wcale by nas ono w gruncie rzeczy nie interesowało. Nie miałoby większego znaczenia niż reanimacja klinicznie martwych, dokonywana dzięki umiejętnościom lekarzy. W świecie jako takim i w naszej egzystencji nic by się nie zmieniło. Cud przywrócenia życia oznaczałby, że Zmartwychwstanie Jezusa było tym samym, co wskrzeszenie młodzieńca z Naim (zob. Łk 7,11-17), córki Jaira (Mk 5,22-24.35-43 i par.) lub Łazarza O 11,1-44). Po krótszej lub dłuższej przerwie wracali oni do swego dotychczasowego życia, żeby później któregoś dnia umrzeć definitywnie. Świadectwa nowotestamentalne nie pozostawiają najmniejszej wątpliwości co do tego, że w „Zmartwychwstaniu Syna Człowieczego” wydarzyło się coś zupełnie nowego. Zmartwychwstanie Jezusa było przejściem do całkowicie nowego rodzaju życia, do życia niepodlegającego już prawu śmierci i stawania się, lecz znajdującego się poza jego granicą, życia, które zainicjowało nowy wymiar człowieczeństwa. Dlatego Zmartwychwstanie Jezusa nie jest pojedynczym wydarzeniem, nad którym moglibyśmy przejść do porządku dziennego i które należałoby wyłącznie do przeszłości, lecz jest „mutacją” (żeby posłużyć się, w sensie analogicznym, tym z pewnością niejednoznacznym terminem). W Zmartwychwstaniu Jezusa zostały zrealizowane nowe możliwości bycia człowiekiem, które mają znaczenie dla wszystkich i otwierają przed ludźmi przyszłość, nowy rodzaj przyszłości.

Dlatego Paweł zupełnie słusznie nierozerwalnie połączył zmartwychwstanie chrześcijan ze Zmartwychwstaniem Jezusa: „jeśli umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał. ( … ) Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał, jako pierwociny tych, co pomarli” (l Kor 15,16.20). Paweł mówi nam: Zmartwychwstanie Chrystusa albo jest wydarzeniem powszechnym, albo go w ogóle nie ma. I tylko wtedy, gdy rozumiemy je jako wydarzenie powszechne, jako otwarcie nowego wymiaru ludzkiej egzystencji, znajdujemy się na drodze poprawnej interpretacji nowotestamentalnego świadectwa o Zmartwychwstaniu.

Po tych wyjaśnieniach rozumiemy ów szczególny charakter tego świadectwa w Nowym Testamencie. Jezus nie powrócił do normalnego ludzkiego życia na tym świecie, tak jak to się stało z Łazarzem i innymi zmarłymi i wskrzeszonymi przez Jezusa. Przeszedł do nowego, odmiennego życia – do Bożych szerokości, i stamtąd przychodzi, by ukazać się swoim.

Było to coś absolutnie nieoczekiwanego również dla uczniów. Coś, z czym powoli sami dopiero musieli się uporać. Wprawdzie wierze Żydów znane było zmartwychwstanie na końcu czasów. To nowe życie wiązało się z początkiem nowego świata i z tej perspektywy było też czymś jak najbardziej zrozumiałym: jeśli istnieje nowy świat, to jest w nim także nowy sposób życia. jednak zmartwychwstanie jako przejście w stan definitywny, odmienny, pojawiające się pośród starego, nadal istniejącego świata, nie było przewidziane i dlatego także nie było z początku zrozumiałe. Stąd zapowiedź Zmartwychwstania pozostała zrazu niezrozumiała dla uczniów.

Proces stawania się wierzącym ma podobny przebieg, jak postawa wobec Krzyża. O Mesjaszu ukrzyżowanym nikt nie myślał. Ale teraz był to fakt i na podstawie tego faktu trzeba było odczytać Pismo na nowy sposób. Nowe odczytanie Pisma mogło rzecz jasna zacząć się dopiero po Zmartwychwstaniu, ponieważ dopiero przez nie Jezus został uwierzytelniony jako Posłaniec Boga. Teraz trzeba było szukać w Piśmie obydwu, Krzyża i Zmartwychwstania, wyjaśniać je na nowy sposób i tą drogą dochodzić do wiary w Jezusa jako Syna Bożego. To zakłada z kolei, że Zmartwychwstanie było dla uczniów czymś tak samo realnym, jak Krzyż. Zakłada, że rzeczywistość ich po prostu przerastała, że po początkowych wahaniach i zdumiewaniu się nie mogli się jej dłużej opierać: to rzeczywiście On! On żyje, On do nas mówił i pozwolił nam siebie dotykać, mimo iż nie należy już do świata rzeczywistości, których można normalnie dotykać.

Był to nieopisany paradoks: On był zupełnie inny – nie reanimowane zwłoki, lecz Ktoś, kogo Bóg uczynił Żyjącym na nowy sposób i na zawsze. I jako taki – nie należący już do naszego świata – jednocześnie był rzeczywiście obecny, w całej swej tożsamości. Było to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju, przekraczające horyzonty zwykłych doświadczeń, a jednak dla uczniów – niezaprzeczalne. To tłumaczy specyficzny charakter świadectw Zmartwychwstania: mówią one o czymś paradoksalnym, o czymś, co wykracza poza granice doświadczenia, a mimo to jest obecne, w pełni realne.

Czy jednak coś takiego mogło się rzeczywiście wydarzyć? Czy my, zwłaszcza jako ludzie nowocześni, możemy dać wiarę takim świadectwom? Myśl „oświecona” mówi: nie. Gerdowi Ludemannowi, na przykład, oczywiste wydaje się, że w następstwie „zmiany naukowego obrazu świata ( … ) tradycyjne idee zmartwychwstania Jezusa należy uważać za przestarzałe” (cyt. za: Wilckens, 1/2 s. 119n). Cóż to takiego jednak „naukowy obraz świata”? Jak daleko sięga jego normatywny charakter? Hartmut Gese w swym cennym przyczynku Die Frage des Weltbildes, do którego chciałbym tu odesłać, dokładnie opisał granice tej normatywności.

Oczywiście, nie może tu zachodzić sprzeczność z tym, co jest jasnym twierdzeniem naukowym. W świadectwach Zmartwychwstania jest mowa o czymś, co nie mieści się w granicach naszego doświadczenia. jest mowa o czymś nowym, o czymś do tej chwili jedynym – jest mowa o ukazującym się nowym wymiarze rzeczywistości. Nie kwestionuje się istniejącej rzeczywistości. Zostało nam raczej powiedziane: istnieje jeden wymiar więcej, niż znaliśmy do tej pory. Czy jest to sprzeczne z nauką? Czy rzeczywiście może istnieć to tylko, co istniało od początku? Czy nie może zaistnieć coś nieoczekiwane, coś niewyobrażalne, jakaś rzecz nowa? Jeśli jest Bóg, czy nie może On stworzyć również nowego wymiaru człowieczeństwa, czy całej nawet rzeczywistości? Czy stworzenie nie czeka w gruncie rzeczy na tę ostatnią i najwyższą „mutację”? Na zjednoczenie skończonego z Nieskończonym, na zjednoczenie człowieka z Bogiem, na pokonanie śmierci?

W całej historii istot żywych początki nowego są małe, niewidzialne niemal – można ich nie zauważać. Sam Pan powiedział, że „królestwo niebieskie” jest na tym świecie podobne do ziarna gorczycy, najmniejszego spośród wszystkich nasion (zob. Mt 13,31n i par.). Kryje jednak w sobie nieskończone potencjalności Boga. Z perspektywy historii świata Zmartwychwstanie Jezusa jest czymś niepozornym, jest najmniejszym nasieniem historii.

To odwrócenie proporcji stanowi część tajemnicy Boga. To, co jest wielkie, potężne, jest w gruncie rzeczy czymś małym. A małe ziarno jest naprawdę wielkie. Tak więc Zmartwychwstanie stało się obecne w świecie tylko przez tajemnicze ukazywanie się wybranym. Mimo to jednak było rzeczywistym nowym początkiem – tym, czego wszystko w ciszy oczekiwało. A dla nielicznych świadków dlatego właśnie, że dla nich samych było to niepojęte – było ono wydarzeniem tak zdumiewającym i realnym, narzucającym się im z tak wielką mocą, że rozpraszało wszelkie ich wątpliwości, toteż z nową odwagą stanęli przed światem, ażeby świadczyć: Chrystus naprawdę zmartwychwstał.

Problem pustego grobu

W tym wyznaniu wiary pojawiają się, podane bez komentarza i uzupełnień, następne słowa: „został pogrzebany”. Wyrażają one rzeczywisty stan śmierci, pełny udział w przeznaczeniu człowieka do śmierci. Drogę śmierci Jezus przyjął na siebie do samego jej gorzkiego i z pozoru beznadziejnego końca w grobie. Nie ma wątpliwości, że grób Jezusa był znany. I tutaj pojawia się od razu pytanie:

Czy pozostał On w grobie? Czy też po Zmartwychwstaniu grób był pusty?

W teologii nowożytnej problem ten jest szeroko dyskutowany. Końcowy wniosek brzmi zazwyczaj następująco: pusty grób nie może być dowodem Zmartwychwstania. Nawet gdyby tak się przedstawiał sam fakt, to można by go wyjaśnić inaczej. Wyprowadza się z tego wniosek, że problem pustego grobu nie ma większego znaczenia i wobec tego punkt ten można pozostawić na boku, to zaś często znaczy jednocześnie, że przypuszczalnie nie był pusty, i w ten sposób można przynajmniej uniknąć sporu z nowożytną nauką, dotyczącego możliwości zmartwychwstania ciał. U podstaw takiego myślenia leży jednak wadliwe stawianie problemu.

Pusty grób, jako taki, oczywiście nie może być dowodem Zmartwychwstania. Według Jana Maria z Magdali znalazła go pustym i wyraziła przypuszczenie, że ktoś musiał zabrać ciało Jezusa (zob. 20,1-3). Pusty grób, jako taki, nie może być dowodem Zmartwychwstania – to prawda. Istnieje jednak pytanie odwrotne: Czy Zmartwychwstanie da się pogodzić z pozostaniem zwłok Jezusa w grobie? Czy Jezus rzeczywiście zmartwychwstał, jeśli nadal leżał w grobie? Jaki byłby to wtedy rodzaj Zmartwychwstania? Dzisiaj wynaleziono idee Zmartwychwstania, dla których los zwłok nie ma znaczenia. jednakże w takiej hipotezie także sens Zmartwychwstania zaciera się do tego stopnia, że musimy wtedy postawić pytanie, z jakim rodzajem rzeczywistości mamy do czynienia w takim chrześcijaństwie.

Jakkolwiek by było: Thomas Soding, Ulrich Wilckens i inni słusznie zauważają, że w ówczesnej Jerozolimie głoszenie Zmartwychwstania byłoby absolutnie niemożliwe, gdyby można było brać pod uwagę, że w grobie leżą zwłoki. Dlatego, jeśli się poprawnie postawi problem, trzeba wtedy powiedzieć, że wprawdzie pusty grób sam ze siebie na pewno nie może być dowodem Zmartwychwstania, jest jednak koniecznym założeniem wiary w Zmartwychwstanie, która odnosi się właśnie do ciała, a za jego pośrednictwem do osoby w jej całości.

W Credo świętego Pawła brak wyraźnego stwierdzenia pustego grobu, jest on jednak bez wątpienia zakładany. W relacjach o Zmartwychwstaniu obszernie o tym mówią wszystkie cztery Ewangelie.

Wydaje mi się, że dla teologicznego zrozumienia pustego grobu duże znaczenie ma pewien fragment mowy świętego Piotra w dniu Pięćdziesiątnicy, w którym po raz pierwszy publicznie obwieszcza on wobec zgromadzonych tłumów fakt Zmartwychwstania. Nie czyni tego własnymi słowami, lecz posługuje się cytatem Psalmu 16,9-11, w którym czytamy: ” … moje ciało będzie spoczywać w nadziei, że nie zostawisz duszy mojej w Otchłani, ani nie dasz Świętemu Twemu ulec rozkładowi. Dałeś mi poznać drogi życia … ” (Dz 2,26nn). Piotr przytacza w tym wypadku tekst Psalmu 16 w wersji Biblii greckiej, różniącej się od tekstu hebrajskiego, w którym czytamy: „Nie pozostawisz mego życia w Otchłani, nie pozwolisz, żeby Twój wierny oglądał grób. Ukażesz mi ścieżkę życia” (Ps 16,10n). W tej wersji modlący się bez cienia wątpliwości mówi, że Bóg będzie się nim opiekował i wybawi go od śmierci także w sytuacji zagrożenia, w której z pewnością się znajduje; że może zatem spoczywać bezpiecznie: nie ujrzy grobu. Inaczej brzmi wersja przytoczona przez Piotra: tutaj chodzi o to, że modlący się nie pozostanie w grobie, że nie ulegnie rozkładowi.

Piotr zakłada, że pierwszym modlącym się tym psalmem jest Dawid, i może teraz stwierdzić, że w Dawidzie nadzieja ta się nie spełniła: „Dawid umarł i pochowany został w grobie, który znajduje się u nas aż po dzień dzisiejszy” (Dz 2,29). Grób i znajdujące się w nim zwłoki stanowią dowód, że zmartwychwstania nie było. Słowa Psalmu 16 są jednak prawdziwe: odnoszą się one do Dawida czasów ostatecznych. Więcej nawet: tego, że Jezus jest rzeczywistym Dawidem, dowodzi właśnie fakt, że w Nim spełniło się słowo obietnicy: „Nie dasz Świętemu Twemu ulec rozkładowi”.

Nie ma tutaj potrzeby dyskutować problemu, czy mowa ta została wygłoszona przez Piotra, czy przez kogoś innego, i kto jest jej redaktorem, jak również tego, kiedy i gdzie dokładnie ona powstała. Jest to w każdym razie starożytny typ głoszenia Zmartwychwstania; jego wielkiego autorytetu w pierwotnym Kościele dowodzi fakt przypisania go samemu Piotrowi oraz uważania go za najstarszy sposób głoszenia Zmartwychwstania.

Jeśli w Credo jerozolimskim – sięgającym początków i przekazanym przez Pawła – mówi się, że Jezus powstał z martwych zgodnie z Pismem, to pewne jest, że chodzi tu o Psalm 16, jako decydujące świadectwo skrypturystyczne dla rodzącego się Kościoła. Tutaj znajdowano wyraźne potwierdzenie, że Chrystus, Dawid czasów ostatecznych, nie ulegnie rozkładowi – że musiał naprawdę powstać z martwych.

„Nie doznać rozkładu” – jest to po prostu definicja zmartwychwstania. Dopiero rozkład uważano za fazę, w której śmierć nabierała charakteru definitywnego. Gdy następuje rozkład ciała, rozpadającego się na elementy pierwsze – co człowieka unicestwia i czyni go cząstką wszechświata – oznacza to zwycięstwo śmierci. Człowiek taki nie istnieje już teraz jako człowiek, może co najwyżej pozostać jego cień błąkający się w Otchłani. Z tej perspektywy, dla Kościoła starożytnego fakt, że ciało Jezusa nie uległo rozkładowi, był sprawą zasadniczą. Tylko wtedy można było powiedzieć, że nie pozostał w stanie śmierci, że w Nim życie rzeczywiście odniosło zwycięstwo nad śmiercią. 

To, co Kościół starożytny wywnioskował z lektury Psalmu 16,10 w wersji Septuaginty, określiło w sposób decydujący także wizję całej epoki Ojców. Do istoty Zmartwychwstania należy fakt, że ciało Jezusa nie uległo rozkładowi. W tym sensie pusty grób, jako jeden z elementów głoszenia Zmartwychwstania, jest faktem całkowicie odpowiadającym Pismu. Spekulacje teologiczne, zgodnie z którymi rozkład i Zmartwychwstanie Jezusa są ze sobą kompatybilne, stanowią przykład myślenia nowożytnego i są ewidentnie sprzeczne z wizją biblijną. Także to po­twierdza, że głoszenie Zmartwychwstania byłoby niemoż­liwe, gdyby ciało Jezusa pozostało w grobie.

Trzeciego dnia

Wróćmy do naszego Credo. Następny artykuł mówi: „Zmartwychwstał trzeciego dnia zgodnie z Pismem” (1 Kor 15,4). „Zgodnie z Pismem” odnosi się do zdania w jego całości, a do „trzeciego dnia” tylko implicite. Istotny jest fakt, że samo Zmartwychwstanie jest zgodne z Pismem – że należy do całości obietnicy, która w Jezusie ze słowa stała się rzeczywistością Tak więc za tło można tu bez wątpienia uważać Ps 16, 10 – również jednak teksty podstawowe dla obietnicy, takie jak Iz 53. Dla trzeciego dnia nie ma bezpośredniego świadectwa Pisma.

Jak wykazali to na przykład Hans Conzelmann, a także Martin Hengel i Anna Maria Schwemer, nie da się utrzymać tezy, zgodnie z którą słowa „trzeciego dnia” mogą być sformułowaniem opartym na Oz 6,ln. W tekście tym czytamy: „Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas zranił i On też uleczy ( … ). Po dwu dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności”. Tekst ten jest modlitwą pokutną grzesznego Izraela. Nie ma tu mowy o wskrzeszeniu z martwych w sensie właściwym. W Nowym Testamencie i jeszcze przez cały drugi wiek tekst ten nie jest przytaczany (zob. Hengel/Schwemer, Jesus und das Judentum, s. 631). Antycypowanym odnośnikiem do zmartwychwstania trzeciego dnia mógł się on stać dopiero wtedy, kiedy szczególne znaczenie temu dniowi nadało wydarzenie niedzieli następującej po ukrzyżowaniu Pana.

„Trzeci dzień” nie jest datą „teologiczną”, lecz dniem wydarzenia, które stało się dla uczniów decydującym przełomem po katastrofie Krzyża. Josef Blank tak to ujął: „Sformułowanie «trzeciego dnia» jest zgodnym z pierwotną tradycją chrześcijańską wskazaniem daty i odnosi się do odkrycia pustego grobu” (Paulus und Jesus, s. 156).

Ja dodałbym tu jeszcze: Odnosi się do pierwszego spotkania ze zmartwychwstałym Panem. Pierwszy dzień tygodnia – trzeci licząc od piątku – w Nowym Testamencie jest potwierdzony już od najwcześniejszych lat, jako dzień zebrań i kultu wspólnoty chrześcijańskiej (zob. l Kor 16,2; Dz 20,7; Ap 1,10). U Ignacego Antiocheńskiego (przełom I i II wieku) niedziela jest – jak już widzieliśmy – poświadczona jako nowa cecha charakterystyczna chrześcijan, odróżniająca ich od żydowskiej kultury szabatu: „Jeśli teraz ci, którzy hołdowali starym zwyczajom, otrzymali nową nadzieję i nie zachowują już szabatu, lecz żyją zgodnie z „Dniem Pańskim”, w którym – dzięki Niemu i Jego śmierci – narodziło się nasze życie … (Ad Magn. 9,1).

Jeśli się weźmie pod uwagę znaczenie, jakie – na podstawie opisu stworzenia i Dekalogu – miał szabat w tradycji starotestamentalnej, wtedy oczywiste jest, że tylko jakieś porażające swą mocą wydarzenie mogło doprowadzić do zerwania z szabatem i zastąpienia go pierwszym dniem tygodnia. Tylko wydarzenie, które z niezwykłą siłą odcisnęło się w duszach, mogło spowodować tak istotne przeobrażenie w religijnej kulturze tygodnia. Spekulacje teologiczne byłyby tutaj niewystarczające. Dla mnie celebrowanie dnia Pańskiego, od samego początku specyficzne dla społeczności chrześcijańskiej, jest jednym z najmocniejszych dowodów tego, że w tym dniu wydarzyło się coś niezwykłego – odkrycie pustego grobu i spotkanie ze zmartwychwstałym Panem.

3. Podsumowanie: istota Zmartwychwstania Jezusa i jego historyczne znaczenie

Dla podsumowania tego tematu zapytajmy raz jeszcze, jaki charakter miało spotkanie ze zmartwychwstałym Panem. Na szczególną uwagę zasługują tu następujące rozróżnienia:

– Jezus nie jest kimś, kto powrócił do normalnego życia biologicznego i zgodnie z prawami biologii będzie musiał któregoś dnia umrzeć.

– Jezus nie jest zjawą („duchem”). Znaczy to: Nie jest kimś, kto w rzeczywistości należy do świata umarłych, może jednak w jakiś sposób ukazywać się w świecie żyjących.

– Spotkania ze Zmartwychwstałym są jednak także czymś innym niż doświadczenia mistyczne, w których duch ludzki zostaje na chwilę uniesiony ponad siebie samego oraz doświadcza świata Boskiego i wiecznego, by potem znowu powrócić do normalnego wymiaru swej egzystencji. Doświadczenie mistyczne jest wyjściem na jakiś czas poza granice obszaru duszy i jej zdolności postrzegania. Nie jest ono jednak spotkaniem z osobą przychodzącą do mnie z zewnątrz. Paweł z całą wyrazistością odróżnił swe doświadczenia mistyczne – na przykład opisane w 2 Kor 12,1-4 podniesienie go do trzeciego nieba – od spotkania ze Zmartwychwstałym na drodze do Damaszku, które było wydarzeniem w historii, spotkaniem z Żyjącym.

Co w rzeczywistości, na podstawie tych wszystkich danych biblijnych, możemy powiedzieć o szczególnej naturze Zmartwychwstania Chrystusa?

Jest ono wydarzeniem, które dokonało się w historii, lecz narusza jej obszar i wychodzi poza jej granice. Wolno nam może posłużyć się tutaj językiem analogii, który pod niejednym względem pozostaje nieadekwatny, może jednak otworzyć dostęp do zrozumienia. Moglibyśmy (tak jak już – antycypując – postąpiliśmy w pierwszym punkcie tego rozdziału) spojrzeć na Zmartwychwstanie, jak na swoistą radykalną mutację, w której otwiera się nowy wymiar życia i człowieczeństwa.

Tak, sama materia zostaje tu przetworzona na nowy rodzaj rzeczywistości. Człowiek Jezus, teraz właśnie także ze swym ciałem, należy odtąd całkowicie do sfery rzeczywistości Boskiej i wiecznej. jak powiedział kiedyś Tertulian, „ciało i krew” mają odtąd miejsce w Bogu (zob. De resurrect. mort. 51,3: CC lat. II 994). Nawet jeśli człowiek z samej swej istoty został stworzony do nieśmiertelności, to jednak dopiero teraz istnieje miejsce, w którym jego nieśmiertelna dusza znajduje „obszar” i tę „cielesność”, w której nieśmiertelność nabiera sensu jako komunia z Bogiem i z całą pojednaną ludzkością. W swych więziennych Listach do Kolosan (zob. 1,12-23) i do Efezjan (zob. 1,3-23) święty Paweł to właśnie ma na myśli, gdy mówi o kosmicznym Ciele Chrystusa i tym samym ukazuje, że przemienione ciało Chrystusa jest jednocześnie miejscem, w którym ludzie są wprowadzani we wspólnotę z Bogiem i wzajemną ze sobą i w ten sposób mogą definitywnie cieszyć się pełnią niezniszczalnego życia. Ponieważ my sami nie mamy jeszcze doświadczenia takiego odnowionego i przemienionego rodzaju materialności i życia, nie powinniśmy się dziwić, że wykracza on poza granice naszych pojęć i wyobraźni.

Istotny jest tu fakt, że w Zmartwychwstaniu Jezusa nie został kiedyś przywrócony do życia jakiś pojedynczy zmarły; w Zmartwychwstaniu dokonał się przeskok ontologiczny dotyczący bytu jako takiego, zainaugurowany został wymiar, który dotyczy nas wszystkich i który stworzył dla nas wszystkich nowy obszar życia – bycia razem z Bogiem.

To wszystko trzeba brać pod uwagę przy rozważaniu Zmartwychwstania jako faktu historycznego. Z jednej strony musimy powiedzieć, że istota Zmartwychwstania polega na tym właśnie, że wykracza ono poza granice historii i otwiera nowy wymiar, który nazywamy zazwyczaj wymiarem eschatologicznym. Zmartwychwstanie tworzy nowy obszar, który stawia historię ponad nią samą oraz inauguruje rzeczywistości ostateczne. W tym sensie trzeba powiedzieć, że Zmartwychwstanie nie jest takim samym wydarzeniem historycznym, jak narodzenie Jezusa bądź Jego ukrzyżowanie. Jest nowością – nowym rodzajem wydarzenia.

Jednocześnie jednak stwierdzić należy, że nie jest ono po prostu poza czy ponad historią. Będąc wyjściem z historii i wzniesieniem się ponad nią, ma jednak początek w samej historii i do pewnego momentu do niej należy. Można by to przypuszczalnie wyrazić w następujący sposób: Zmartwychwstanie wyprowadza poza historię, jednak pozostawiło w niej jakiś ślad. Dlatego świadkowie mogą je poświadczać jako wydarzenie zupełnie nowego rodzaju.

Kerygmat apostolski, z cechującym go entuzjazmem i śmiałością, jest rzeczywiście niewyobrażalny bez rzeczywistego kontaktu świadków z dotykającym ich z zewnątrz zjawiskiem całkowicie nowym i nieoczekiwanym, jakim było ukazywanie się zmartwychwstałego Chrystusa i Jego słowa. Kerygmat apostolski mogło zainicjować tylko jakieś rzeczywiste i radykalnie nowe wydarzenie – wydarzenie, którego nie można było wyjaśnić na drodze spekulacji ani wewnętrznych, mistycznych doświadczeń. W swej śmiałości i nowości, czerpie ono życie z niezwykłego dynamizmu wydarzenia, którego nikt nie mógł wymyślić, i które przekracza wszelkie wyobrażenia.

Na koniec jednak ciągle na nowo staje przed nami wszystkimi pytanie, które Juda Tadeusz zadał Jezusowi w Wieczerniku: „Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?” a 14,22). Tak, dlaczego z całą mocą nie przeciwstawiłeś się Twoim wrogom, którzy Cię skazali na śmierć krzyżową? Dlaczego z całą nieodpartą siłą nie pokazałeś im, że jesteś Żyjącym, Panem życia i śmierci? Dlaczego ukazałeś się tylko małej grupie uczniów, których świadectwu my teraz mamy zaufać?

Pytanie to dotyczy, rzecz jasna, nie tylko Zmartwychwstania, lecz całego sposobu objawiania się Boga w świecie. Dlaczego samemu Abrahamowi, dlaczego nie możnym tego świata? Dlaczego samemu Izraelowi, nie zaś w sposób niekwestionowany wszystkim narodom na ziemi?

Otóż tajemnica Boga polega na tym, że działa On bez rozgłosu. W wielkiej historii ludzkości stopniowo tylko buduje swoją historię. Staje się człowiekiem, tak jednak, że przez współczesnych sobie, przez miarodajne siły historii, może pozostać niezauważony. Cierpi i umiera, jako Zmartwychwstały chce przyjść do ludzkości tylko przez wiarę swoich, którym się ukazuje. Nie przestaje lekko pukać do drzwi naszych serc i jeśli je otworzymy, powoli czyni nas widzącymi.

Czy jednak nie taki właśnie jest Boski styl? Nie pokonywanie siłą zewnętrzną, lecz dawanie wolności, obdarzanie miłością i budzenie. A jeśli się dobrze zastanowimy, czy nie przyznamy, że to, co z pozoru jest tak małe, jest czymś naprawdę wielkim? Czy nie od Jezusa wychodzi rosnący przez wieki promień światła, który nie mógł pochodzić od żadnego zwykłego człowieka, promień za pośrednictwem którego rzeczywiście ukazuje się światu blask światła Bożego? Czy kerygmat apostołów mógłby znaleźć wiarę i zbudować powszechną wspólnotę, gdyby nie działała w nim moc prawdy?

Jeśli uważnym sercem słuchamy świadków i otwieramy się na znaki, którymi Pan ciągle na nowo uwiarygodnia ich i siebie samego, wtedy wiemy: On prawdziwie zmartwychwstał. On jest Żyjącym. jemu się powierzamy i wiemy, że znajdujemy się na właściwej drodze. Razem z Tomaszem wkładamy nasze ręce w przebity bok Jezusa i wyznajemy: „Pan mój i Bóg mój!” J 20,28).

Wielka Gala Słowa na Święta !

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami w I Święto, 25 grudnia o godz. 16:00 opublikujemy zapis wideo Wielkiej Gali Słowa „Miej serce i patrzaj w serce”. Jest to prezent świąteczny dla wszystkich naszych fanów. Wideo jest najwyższej jakości w rozdzielczości 4K. Serdecznie zapraszamy i życzymy przyjemnych wrażeń! Bądźcie z nami i promujcie Verba Sacra wśród przyjaciół i znajomych!