Odeszła Profesor Bożena Chrząstowska

Z głębokim żalem przyjęliśmy wiadomość o odejściu Profesor Bożeny Chrząstowskiej. Jej zdecydowane zaangażowanie w organizację Verba Sacra sprawiło, że projekt ten z „szalonego pomysłu” stał się faktem, a Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu podjął się jego realizacji. Była prawdziwie „Matką” Verba Sacra i póki pozwalało na to zdrowie, czynnie uczestniczyła w pracach Komitetu Organizacyjnego. O Jej niezwykłej osobowości mogli przekonać się wszyscy, którzy mieli szczęście spotkać Ją bezpośrednio. Dzisiaj przypominamy artykuł Danuty Chodery, który powstał z okazji Benefisu Profesor Bożeny Chrząstowskiej, jaki odbył się podczas Festiwalu Sztuki Słowa Verba Sacra w 2004 roku.

 

WSZECHSTRONNA PROFESOR BOŻENA CHRZĄSTOWSKA
(Benefis radiowy – 19 XII 2004)

 

Przesympatyczny charakter miało ostatnie spotkanie zrealizowane w ramach IV Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Słowa Verba Sacra, czyli benefis radiowy prof. Bożeny Chrząstowskiej. Z inicjatywy reżysera cyklu, Przemysława Basińskiego, w uznaniu ogromnych zasług Pani Profesor jako metodyka krzewiącego kulturę słowa, walczącego o nowy kształt polskiej szkoły i miejsce Biblii w programie nauczania (autorki wielu książek, podręczników, antologii, programów), wychowawczyni wielu pokoleń studentów polonistyki, a także m.in. „matki chrzestnej” projektu Verba Sacra, dzięki której zyskał on akceptację i poparcie pracowników oraz władz UAM, w grudniowy wieczór, w studiu Radia „Merkury” zebrali się przyjaciele i wieloletni współpracownicy prof. Bożeny Chrząstowskiej, by cieszyć się wspomnieniami i anegdotami o wspólnych wyprawach, przygodach, doświadczeniach. W kolejnych odsłonach, pod kierunkiem redaktor Grażyny Wrońskiej, z pełnych ciepła i życzliwości opowieści gości wieczoru: prof. Leona Kozackiego z żoną Urszulą, prof. Seweryny Wysłouch, prof. Władysława Boczonia z żoną Krystyną, dr Wiesławy Wantuch, Aleksandry Dworackiej, Przemysława Basińskiego, prof. Marii Kwiatkowskiej-Ratajczak i jej męża Michała, prorektora UAM prof. Bogdana Walczaka oraz córek – Joanny i Moniki – i zięcia beneficjentki Wincentego Barnusia, przeplatanych arią (!) na jej cześć w wykonaniu …prof. Sylwestra Dworackiego, powoli wyłaniał się wielowymiarowy portret bohaterki. I choć znana ze swej skromności Pani Profesor niemal do ostatniej chwili absolutnie nie chciała się zgodzić na benefis, reżyser dopiął swego, a spotkanie sprawiło beneficjentce wielką radość. Wszak nie każdy ma przyjaciół, którzy układają na jego cześć wiersze czy śpiewają arie. Dla Ciebie dziś, Bożenko ma, nakręcam zegar swój/ i to, co w duszy na dnie gra, niech głos wyśpiewa mój… – zaczął operowo, niczym Klucznik ze „Strasznego dworu” Moniuszki, prof. Sylwester Dworacki, a potem posypały się anegdoty, zabawne dialogi…

Doktorat, pianino i …wzajemne wychowanie

Jak się okazało prof. Bożena Chrząstowska zawsze była osobą doskonale zorganizowaną. Na przykład, kiedy pisała doktorat, żeby mieć święty spokój, zamykała się na klucz w gabinecie, a rodzina kontaktowała się z nią na karteczkach wsuwanych pod drzwi z informacjami typu: „Mamo, pamiętaj, że jutro jadę na wycieczkę”. Jednak któregoś dnia, kiedy wraz z prof. Seweryną Wysłouch składały książkę do druku, młodsza córka Isia (Monika) nie dała się wyrzucić z pokoju, obiecując, że nie będzie przeszkadzać. Ale po jakimś czasie odezwała się nagle: „Mama pisze książki, a ja się sama wychowuję”. Jak wspomina prof. Wysłouchowa, w tym momencie mama się zdenerwowała i rozwiązała problem wychowawczy – wyprowadziła Isię z pokoju. – Widać, że moje córki świetnie się wychowały same, ponieważ wyrosły na zupełnie dzielne i odpowiedzialne za swoje życie osoby, więc myślę, że ta moja metoda nie była taka zła – wychowywać krótko, surowo, no i dać dużą swobodę córkom – skomentowała ten wątek prof. Bożena Chrząstowska, dodając, że sama także bardzo wiele nauczyła się od swoich córek. Na przykład Joanna nauczyła ją, że trzeba szanować poglądy dziecka, nawet jeśli ma 8 lat i oznajmia stanowczym tonem: „Ta sukienka jest brzydka i nie będę jej nosić”. W efekcie mama kupiła maszynę do szycia, obie córki nauczyły się szyć i odtąd ubierały się już pięknie. Natomiast Monika pomogła jej bardzo w rozwoju duchowym – nauczyła ją medytacji, lektury poważnych książek, pokazała, jakie walory wnosi do domu duszpasterstwo akademickie dla studentów, do którego ją też zaprowadziła. – Zawdzięczam moim córkom bardzo dużo i myślę, że ta metoda jest godna polecenia, żeby tak się wzajemnie wychowywać – stwierdziła Pani Profesor.

Z doktoratem wiąże się jeszcze inna przednia historia, przywołana przez córkę Monikę. Otóż, chcąc skupić się na pisaniu, pani Bożena wysłała męża z córkami na wakacje do Zakopanego. Wcześniej, za pieniądze uzyskane za ziemię po dziadku kupiła pianino, spełniając w ten sposób swoje największe marzenie muzyczne. Kiedy rodzina wróciła po dwóch tygodniach, niedoszła pani doktor oznajmiła: – Zobaczcie, jak ładnie wyćwiczyłam „Sonatę księżycową” Beethovena!. Tymczasem do doktoratu nie powstał nawet wstęp. Do południa pani Bożena nie miała weny – lepiej pisze się jej wieczorem – zaś rano wieczorne zapiski oceniała jako beznadziejne i wyrzucała do kosza. Jedynym lekarstwem na stargane nerwy i wyrzuty sumienia, że mąż tam sam z dziećmi, a ona nic nie robi, było pianino i „Sonata księżycowa” – jedyny utwór, który wyćwiczyła sama, bez pomocy profesora. – A doktorat zaczęłam pisać dopiero, kiedy do niego dojrzałam, po paru latach – tłumaczyła się beneficjentka, której nie było zresztą dane zagrać „Sonaty” na obronie, bo w sali nie było fortepianu…

Przyjaciele…

– Moim przyjaciołom, moim miłym koleżankom, przede wszystkim z Pracowni Innowacji Dydaktycznych, którą razem tworzyłyśmy, to, że ona istnieje, pani prof. Marii Kwiatkowskiej-Ratajczak, jej małżonkowi Michałowi Ratajczakowi, który jest sekretarzem „Polonistyki” – bez niego, by pewnie zginęła – i pani dr Wiesławie Wantuch, która zawsze opromienia wszystkie nasze kłopoty i troski niesłabnącym uśmiechem, zawdzięczam wszystko – zapewniała redaktor naczelna „Polonistyki” (pisma metodycznego dla nauczycieli) i inicjatorka Pracowni Innowacji Dydaktycznych otwartej i działającej do dziś dla realizacji reformy szkolnictwa. Jak wielką estymę i sympatię wyzwala u zaprzyjaźnionych „podwładnych”, świadczyła napisana zabawna Pieśń 52y pióra dr Wiesławy Wantuch:

Tobie śpiewam, nie Muzom! Na wszelki wypadek
Im przystoi milczenie, gdy przed oczy kładę
Twoich dokonań tomy, uczniów Twoich szereg
I spłoszonych ministrów lic blady papierek.
Niechaj drżą na swych stolcach – czasu nie mitrężysz
Ty, co nawet się porwiesz z metodyką na księżyc.
Tarczą jest Ci teoria, a praktyka mieczem…
W otwarte niebo wiersza my uczniów zawleczem
Za Twoim przewodem. Boso, ale w reformach!!!
Oświata nimi stoi, acz coś drgnęło… zwolna.
Strony „Polonistyki” krzepią nas jedynie.
Chrząstowska wiecznie żywa!!! Wszystko inne minie!

Równie ciepło i dowcipnie opowiadał o szefowej Michał Ratajczak. Któregoś dnia, na początku swojej pracy w redakcji „Polonistyki” znalazł kartkę z zaleceniem: „Podwładny ma mieć przed obliczem przełożonego wygląd lichy i durnowaty, coby swoim pojmowaniem istoty rzeczy nie peszył przełożonego”. Od tej pory do dziś, ilekroć spotyka się z szefową, wdziewa na siebie „wygląd lichy i durnowaty”, żeby była nadal usatysfakcjonowana. Teraz jest mu łatwiej niż na początku. – Przyzwyczaiłem się do szefowej. Znam jej słabe strony, wiem, kiedy dzwonić, kiedy śpi i wszystko jest w porządku – żartował sekretarz „Polonistyki”.

Biblia, Kościół, Verba Sacra

Mało kto już dziś pamięta, że to właśnie dzięki odważnej inicjatywie pani prof. Bożeny Chrząstowskiej Biblia została wprowadzona do solidarnościowego programu szkolnego najpierw w Poznaniu, a potem w całej Polsce, w latach 80., kiedy panowała jeszcze wyraźna tendencja do ateizacji szkoły. Znana ze swego zaangażowania w życie Kościoła, prowadziła też wykłady na Wydziale Teologicznym. Nic zatem dziwnego, że kiedy kilka lat temu reżyser Przemysław Basiński udał się ze swoim projektem Verba Sacra do dziekana Wydziału Teologicznego UAM ks. prof. Tomasza Węcławskiego, ten stwierdził: – Koniecznie musimy pójść z tym do prof. Bożeny Chrząstowskiej. I rzeczywiście spotkanie reżysera z Panią Profesor okazało się tak owocne, że określa ją mianem „matki chrzestnej” Verba Sacra. Jako osoba konkretna prof. Bożena Chrząstowska, mimo wątpliwości, czy istnieje zamówienie społeczne na słuchanie Biblii w katedrze i czy projekt ma szansę powodzenia, zwołała zebranie z kolegami z Instytutu Filologii Polskiej, by zachęcić ich do zainteresowania się tym tematem. Z czasem obawy wszystkich były coraz mniejsze, a poparcie pracowników Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej oraz ówczesnego rektora Uniwersytetu prof. Stefana Jurgi coraz większe i zainicjowany 5 lat temu projekt cieszy się nadal ogromnym zainteresowaniem. – Bożena Chrząstowska jest osobą porządkującą i jej charakter przyczynił się do uporządkowania mojego pomysłu Verba Sacra – zauważył Przemysław Basiński, relacjonując dowcipnie prowadzone z nią rozmowy telefoniczne. Przy tej okazji „wytknął” Pani Profesor, że charakter ma okropny, co objawiało się m.in. tym, że po wysłuchaniu kolejnej relacji z pracy nad projektem, nagle oznajmiała, iż musi kończyć, bo ma obiad z …wnuczkiem albo podwieczorek z gościem…. – Tak, ale nigdy się ten charakter nie przyczynił do tego, żeby skrócić co nieco teksty, które zawsze są za długie – zripostowała prof. Bożena Chrząstowska, przypominając niedawny maraton ze Słowackim. Nie zrażony tym reżyser wyraził podziw dla talentu reżyserskiego Pani Profesor: – Miała kontakty z takimi osobami polskiej sceny jak Woszczerowicz, Świderski czy Holoubek, że ja się po prostu lekko przygarbiłem, jak się o tym dowiedziałem. Beneficjentka nie omieszkała jednak sprostować, że to nie były żadne kontakty tylko spotkania z wybitnymi aktorami w ramach zorganizowanego przez nią kiedyś w Warszawie trzydniowego sympozjum teatralnego dla nauczycieli. Niemniej Gustaw Holoubek zainaugurował jubileuszowy cykl Verba Sacra.

Twórcza osobowość

Prof. Seweryna Wysłouch twórczy wpływ swojej przyjaciółki upatruje w intelektualnym fermencie, jaki wnosi ona wszędzie, gdzie się znajdzie, bowiem jako osoba inteligentna i bystra nie boi się zadawać niewygodnych pytań: – Jeden z byłych dziekanów wyznał mi w zaufaniu, że jak widział, że nas nie ma na radzie wydziału, to oddychał z ulgą. Inny z przyjaciół prof. Leon Kozacki (Wydział Nauk Geograficznych i Geologicznych UAM) jej twórczy zapał tłumaczy typową dla młodości cechą dziwienia się, czyli ogarniania wszystkiego świeżym spojrzeniem, dostrzegania nowych elementów i możliwości nawet tam, gdzie wszystko wydaje się już odkryte. Jego zdaniem, choć prof. Bożena Chrząstowska – która podczas jubileuszu 70-lecia żaliła się, że mimo takich zdolności do niczego nie została wybrana – byłaby zapewne wspaniałym dziekanem i wspaniałym dyrektorem Instytutu Filologii Polskiej, to gdyby został wybrana, nie starczyłoby jej czasu na cenniejsze rzeczy, które zrealizowała. Okazuje się jednak, o czym przypomniał prof. Władysław Boczoń (Wydział Chemii UAM), że Pani Profesor została jednak do czegoś wybrana, a mianowicie jako uczestniczka wielu pielgrzymek po całej Europie swego czasu powołana została przez przyjaciół na przewodniczącą rady …parafialnej „kościoła autokarowego”. W czasie pielgrzymki do Rzymu sprawdziła się natomiast jako …sprzątaczka. Któregoś dnia kierowca oznajmił: – Ale autobus trzeba sprzątać! Proszę ustalić dyżury. Ponieważ nikt się do tego nie kwapił, Pani Profesor postanowiła dać dobry przykład młodszym koleżankom i pozbierała, co się dało, a resztę – z braku sprzętu – wymiatała papierem. Na to wszedł kierowca i mówi: – Rybciu, ady dam szczotkę, przecież jest.

– Bożenka byłaby świetnym dziekanem, ale chyba jedną kadencję”. Zamęczyłaby radę wydziału… – zażartował inny przyjaciel, prorektor prof. Bogdan Walczak, podkreślając jej ogromne zasługi w bliższych jej dziedzinach, docenione m.in. nadaniem zaszczytnego tytułu doktora honoris causa Akademii Pedagogicznej w Krakowie. – Bożena to jest fenomen – instytucja, osoba tak wszechstronna, tak niezastąpiona – stwierdził prorektor – że wciąż aktualne jest to, co napisałem na jej Jubileusz 70-lecia. A był to dowcipny wiersz na jej cześć:

Uczy, krzewi, edukuje,
tworzy, pisze, publikuje.

Świeci, kształci, wychowuje,
Tępi, plewi, reformuje.
Gromi, działa, redaguje,
Głosi, szerzy, dyskutuje.
Bez wytchnienia, bez znużenia,
Bez wahania, bez zwątpienia.
Kolegia i komitety,
Szkoły, uniwersytety,
Ciała, gremia i komisje,
Posłannictwa, wizje, misje.

Zjazdy, sesje, referaty,
Konferencje, widematy.

Zagaja, prosi, streszcza, omawia, udziela –
Dla dobra szkoły, ucznia i nauczyciela.

Gdy się przedłuża fakultetu rada,
I cień zmęczenia na twarzach osiada,
Wytoczyć nowej nie omieszka sprawy
(Choć już brakuje herbaty i kawy),
Jeżeli słuszność ma po swojej stronie,
Na dywagacyj zapuszcza się tonie,
Ostre riposty dobywa z odmętów
I pociskami celnych argumentów
W stępiałe mózgi zebranych się wwierca
(Czasem przynudza, lecz z dobrego serca).

Wielkie i dobre serce ( by miód z niego kapał),
Młodzieńczy umysł i młodzieńczy zapał.

Zali tacy ludzie są?
Jeden ludź – Bożena Chrzą!

Jak wyjawiła po latach beneficjentka, obecny na Jubileuszu wnuk zapytał ją po uroczystości: – Babciu, a ty się tak z tym panem rektorem przyjaźnisz? – No, oczywiście, że tak. To jest mój przyjaciel bardzo serdeczny – odparła. – Ale wiesz, on tak ci dołożył. O tobie powiedział: „przynudza”?! – nie dawał za wygraną wnuk. Babcia musiała mu zatem wyjaśnić, że to tylko wiersz i że nie wszystko jest w nim prawdziwe.

Staromodna i nowoczesna

Mimo ogromnego zapracowania Pani Profesor prowadzi otwarty dla gości dom. Jak zauważył jeden z jej przyjaciół, prof. Władysław Boczoń, tam zawsze można przyjść, o wszystkim powiedzieć, porozmawiać, toteż, ciepło, rodzinna atmosfera, poczucie bezpieczeństwa tego domu kojarzą mu się z pięknymi wspomnieniami z dzieciństwa w domu dziadków. Z tego względu określił beneficjentkę jako …staromodną. Bohaterka wieczoru przyznała, że w dzisiejszych czasach rozchwiania wartości i tak szybkiego trybu życia, iż ludzie nie mają czasu nawet na przyjaźnie i na bycie ze sobą, określenie „staromodna” odbiera jako komplement, pospieszyła jednak z wyjaśnieniem, że jej stara moda przejawia się umiłowaniem dawnego świata, z jego przyzwoitością, porządkiem i ładem, które mogą leczyć nasze dzisiejsze frustracje. Z drugiej strony, choć jest już babcią i emerytką, to przecież nadąża za tym, co nowe, czego najlepszym dowodem jest ostatnia książka, napisana wspólnie z młodym autorem poprzez e-mail. Zgodnie z duchem czasu prowadzi też ostatnie seminarium magisterskie, wychodzące poza zainteresowania polonistyczne – „Ku Europie i ku światu”. Cieszą ją zwłaszcza przemyślenia młodych ludzi, którzy poprzez różnorodne lektury odkrywają nagle, że Żydzi byli też Polakami albo że nasi wrogowie Niemcy, w czasie wojny cierpieli tak samo. – Myślę, że to jest bardzo ważne – wchodzenie w powszechną literaturę, żeby się takie stereotypy i wyobrażenia łamały – stwierdziła wielce zasłużona na polu przełamywania wzajemnych oporów polsko-niemieckich w ramach Fundacji Guardiniego prof. Bożena Chrząstowska. – To było bardzo wielkie doświadczenie – myśmy się tam wszyscy uczyli siebie i pokonywaliśmy uprzedzenia wobec siebie. Jak nowoczesna była taka postawa kilkanaście lat temu, zwrócił uwagę jej przyjaciel i uczestnik wielu seminariów polsko-niemieckich prof. Leon Kozacki, podkreślając zarazem ponadczasową wartość owych spotkań, dyskusji, seminariów itp., które na szczęście zostały utrwalone w postaci dwujęzycznych książek. Warto przypomnieć, że za wytrwałą działalność w tym zakresie Pani Profesor została uhonorowana w 2003 roku Federalnym Orderem Zasługi na wstędze Republiki Federalnej Niemiec przyznanym przez samego prezydenta Niemiec.

Najlepsza ogrodniczka i ambitna gospodyni

Poezja, książki, ogród róż, podróże to Twój świat… śpiewał w swojej arii na cześć beneficjentki prof. Sylwester Dworacki. Jak się bowiem okazuje prof. Bożena Chrząstowska ma też sławę najlepszej ogrodniczki wśród polonistów, a może nawet na uniwersytecie. Przygoda z ogrodem zaczęła się dawno temu, kiedy kolega z Zakładu Metodyki Janusz Padalak kawałek swojego gruntu w szczerym polu podzielił między czterech współpracowników i zaproponował uprawianie. – Janusz, coś ty wymyślił? Co my tam będziemy uprawiać? Metafory będziemy rozwijać? – nie kryła swego zdumienia zafascynowana wówczas metaforą i teorią literatury pani Bożena. Po tej pierwszej działce uprawiała jednak jeszcze 3 ogrody, w ostatnich latach konkurując w hodowli roślin z zięciem, Wincentym Barnusiem, choć on wyjawił, że wbrew przekonaniu teściowej nie ma żadnej specjalnej metody na uprawy, gdyż zupełnie nie ma na to czasu. Zakupione rośliny wsadza, gdzie się da i one rosną same. Jak opowiada starsza córka Joanna, mama spędza w ogrodzie tak dużo czasu, że niektórzy bardziej złośliwi mówią, iż przeszkadza roślinom rosnąć, zaś najbliżsi są nawet czasem trochę zazdrośni o tę miłość do ogrodu. Nierzadko muszą też przeszukać cały ogród, by odnaleźć „posiany” gdzieś na grządce…telefon, bowiem Pani Profesor odkłada przenośną słuchawkę tam, gdzie zakończy rozmowę i pracuje dalej. – Sława Pani profesor jako ogrodnika przewyższa w moim domu sławę Pani profesor jako polonistki – wyznała dr Wiesława Wantuch, której dzieci, ilekroć coś niedobrego dzieje się z roślinami w doniczkach, radzą, by dzwoniła do Pani Profesor. – Teraz już myślę, że to [uprawianie ogrodu] było najważniejsze, co w życiu zrobiłam, bo to zawsze było ładne, kwitło i cieszyło oko – zauważyła trochę prowokacyjnie dumna ze swych kwitnących w ogrodzie zimą pięknych ciemierników autorka i współautorka dziesiątek książek, setek artykułów itp.

Znana wśród przyjaciół jako znakomita ogrodniczka i osoba ogólnie bardzo ambitna, okazuje się równie ambitną gospodynią, która na każde przyjęcie przygotowuje inne dania, dbając zawsze o ich ciekawą kompozycję i sięgając po najnowsze przepisy, na przykład …Wojciecha Pszoniaka. Żeby się nie powtarzać, założyła nawet w komputerze specjalną kartotekę, w której z naukową dokładnością zapisuje, co i kiedy już podała…

Siądziemy przy kominku Twym,/ wpatrzeni w ognia blask./ Nie mówiąc nic o świecie złym,/ wstrzymamy znowu czas./ I pieśń popłynie znana, to sacra to profana,/ i wino spłynie też do czar,/ by wlać w nas nowy żar./ Już oto płoną dusze i ciała./ Boisz się? Nie!/ Cześć Ci i chwała! – rozmarzył się w swojej arii prof. Sylwester Dworacki.

Ogień i woda

Kto rządził w domu, zdaniem prof. Władysława Boczonia najlepiej oddawała powitalna formuła męża Pani Profesor, Andrzeja, człowieka z ogromnym poczuciem humoru, który dzwoniąc, przedstawiał się: – Dzień dobry, mówi sekretarz profesor Chrząstowskiej… Na co równie dowcipny prof. Boczoń odpowiadał: – Mówi kierowca mojej żony. Nie znaczy to jednak, że Pan Andrzej był lekceważony przez swoją żonę. Przeciwnie. Jak zapewnia prof. Boczoń, pani Bożena zawsze mówiła o nim z wielkim szacunkiem, radziła się go i korzystała z rad, toteż byli odbierani jako bardzo udane małżeństwo. – Byliśmy jak ogień z wodą – skomentowała tę wypowiedź beneficjentka. – Mieliśmy zupełnie różne światy zainteresowań. Ja lubiłam tragiczność i dramatyczność, a mój mąż satyrę, humor, dowcip, lekką literaturę i tym czarował całe otocznie. Zdaniem prof. Sylwestra Dworackiego, wspaniale się uzupełniali. Dla przykładu podczas jakiegoś przyjęcia, ku rozbawieniu wszystkich Pan Andrzej powiedział głośno: – Ty mnie nie kop, bo ja i tak swoje powiem. I jak zapewnia Pani Profesor, zawsze swoje mówił, bo choć ją uważano za „szyję”, to jednak musiała uwzględniać preferencje głowy rodziny.

Dorobek naukowy

Od pewnego czasu Pani Profesor przestała już liczyć, ile ma w swoim dorobku książek autorskich i wspólnych, ile wymyśliła programów szkolnych, ile razy monitowała kwestię reformy szkoły w Ministerstwie Oświaty. Jest tego tak wiele, że nie zaprząta sobie tym głowy. Wszystkie jej dokonania są spisane w instytutowym komputerze i to jej wystarcza. Wśród różnego rodzaju prac najwięcej związanych jest z metodyką, bo polonistyka szkolna to jej podstawowa specjalność. Wiele prac poświęciła tropom religijnym w literaturze, o których zamierza napisać jeszcze odrębną książkę. Prace powstałe w ostatnich latach związane są głównie z reformą szkolnictwa, jednak to, ile czasu faktycznie poświęciła na reformowanie szkoły, jest – jak sama mówi – „nie do opisania”. Z satysfakcją wspomina kolejne etapy reformy, zwłaszcza pierwszy, solidarnościowy z lat 80., kiedy w komisji do spraw nowych programów zasiadali najlepsi literaturoznawcy (m.in. profesorowie: Jan Błoński, Maria Janion, Janusz Sławiński). Cieszy ją różnorodność powstałych w latach 90. i tworzonych do dziś ciekawych podręczników ułatwiających pracę nauczycielom. Ubolewa, że decyzją minister Krystyny Łybackiej reforma została zahamowana 2 lata temu, kiedy miała wejść, a nie weszła w życie nowa matura, za co zdaniem Pani Profesor nauczyciele do dzisiaj płacą straszliwy haracz. Ma jednak nadzieję, że za jakiś czas to wszystko się wyprostuje i reforma wyda pełny plon.

*

Przytoczone tu anegdoty i wspomnienia tylko w części ukazują rozległość zainteresowań, bogactwo talentów i dokonań prof. Bożeny Chrząstowskiej. Podziw, ciepło, życzliwy dowcip itp., z jakim opowiadali o niej przyjaciele i członkowie rodziny zgromadzeni w radiowym studiu, pokazały też, że Pani Profesor należy do ludzi, którzy każdego dnia czynią ten świat troszkę lepszym i szczodrze obdarowują sobą wszystkich, których spotykają na swojej drodze.

Drugi benefis przygotowany w ramach cyklu Verba Sacra (bohaterem pierwszego był nie wielce zasłużony tłumacz i znawca Biblii ks. prof. Marian Wolniewicz) potwierdził, iż takie spotkania z uznanymi, lecz nie zawsze szerzej znanymi autorytetami nie tylko w zakresie kultury słowa są w dobie narastającego niechlujstwa językowego i moralnego bardzo potrzebne. Oby było ich jak najwięcej – osób i spotkań.

Danuta Chodera