W niedzielę 29 września odbyła się w Bazylice Archikatedralnej w Poznaniu trzecia tegoroczna premiera Verba Sacra. Piękne strofy Księgi Koheleta i Pieśni nad Pieśniami zabrzmiały przejmująco w niezwykłej interpretacji Wiesława Komasy. Nastrój medytacji udzielał się wszystkim dzięki oprawie muzycznej w wykonaniu Zespołu Muzyki Dawnej Anonymous pod kierunkiem Zbigniewa Kaczmarka. Licznie zgromadzona w poznańskiej katedrze publiczność nagrodziła artystów owacją na stojąco. Fotorelacja: https://www.facebook.com/verbasacra/. Wydarzenie sfinansowano ze środków budżetowych Miasta Poznania #poznanwspiera i Samorządu Województwa Wielkopolskiego.
Ta edycja przejdzie do historii Verba Sacra. Kiedy wybrzmiały ostatnie słowa, zapanowała cisza, jakby wszyscy obecni w katedrze chcieli trwać dalej w duchowym wymiarze Słowa. To zasługa pięknej interpretacji aktorów – Dariusza Kowalskiego /Księga Koheleta/ i Moniki Buchowiec /Pieśń nad Pieśniami/. Duży udział miała w tym oprawa muzyczna w wykonaniu Katarzyny Stroińskiej – Sierant /fortepian/, Jarosława Sieranta /skrzypce/ i Sławomira Tokłowicza /instrumenty perkusyjne/. Wokalizy Zofii Kurowskiej /śpiew/ znakomicie korespondowały z charakterem Pieśni nad Pieśniami. Fragmenty w języku starocerkiewnosłowiańskim, wykonane przez Monikę Buchowiec zabrzmiały pięknie w najstarszej polskiej katedrze. To był naprawdę niezwykły wieczór ! Można się o tym przekonać, odtwarzając zapis transmisji online na kanale YouTube https://www.youtube.com/verbasacraonline Galeria zdjęć: https://www.facebook.com/verbasacra
Kohelet, zwany Eklezjastesem lub Kaznodzieją, może szokować, dziwić i zaskakiwać. Nie bez racji pojawiały się w starożytnym Izraelu głosy, by księgę usunąć z Biblii. Bóg jednak zapragnął, by została.
Kim był ów człowiek, który w pierwszych słowach księgi podaje się za Króla Salomona, w rzeczywistości zaś żył siedemset lat później, w III-IV w. przed Chrystusem? Znamy tylko jego przydomek – Kohelet, czyli ten, który gromadzi lud bądź przemawia na zgromadzeniu. Z kart księgi wyłania się oblicze sędziwego nauczyciela, który wiele w życiu doświadczył, zgromadził pokaźny majątek, a jednak wciąż poszukuje, stawia pytania i powątpiewa w powszechnie uznane pewniki.
Motto, które otwiera i zamyka Księgę Eklezjastesa – vanitas vanitatum, „marność nad marnościami” – zawiera tylko cząstkę jego filozofii życia. Kohelet wznosi się ponad pesymizm. Obserwując wciąż zmieniający się świat dochodzi do wniosku, że wszystko pod słońcem ma swój czas właściwy, mądrość zaś polega na tym, by duchowo zapanować nad pozornie bezładnym ciągiem paradoksów życia.
Kohelet nie zaprasza do wyrzeczeń i stoickiej abnegacji. Wprost przeciwnie, ulotność chwili każe chwytać okruchy radości pełnymi garściami. Człowiekowi osaczonemu przez sprzeczności i nieuchronnie zapadającemu w śmierć nie pozostaje nic innego, jak korzystać z najprostszych uciech, jeść, pić i cieszyć się życiem. Zawsze jednak gdzieś w tle obecny jest Stwórca. Od Niego wszystko pochodzi i ku Niemu zmierza.
Dziwna jest Księga Eklezjastesa. Nie pasuje do moralnych napomnień proroków, do stateczności mędrców, do świętości Psalmów. Biblia ma tę boczną furtkę przeznaczoną dla ludzi poszukujących, wątpiących, dla tych, którzy zagubili sens życia…
Ktoś powiedział, że Księga Koheleta dozwolona jest dla czytelników powyżej czterdziestego roku życia, dla których perspektywa kresu ziemskiego wędrowania nie jest czymś abstrakcyjnym. Współczesny człowiek nie dopuszcza do siebie myśli o śmierci. Co więcej, dzisiejsza cywilizacja sukcesu i kariery stara się eliminować takie słowa, jak klęska, przegrana, fiasko. Kohelet nieubłaganie przypomina nam, że nic na tym świecie nie jest trwałe. Zwraca się do pracoholików, do zaaferowanych biznesmenów, do ludzi sukcesu, żeby podważyć ich pewność siebie, przypomnieć, że każdego czeka moment, gdy gdzieś na dnie serca zrodzi się pytanie: A po co to wszystko? Dokąd ja właściwie zmierzam?
Przełom tysiącleci, jak również żywy w pamięci historycznej upadek niewzruszonych – jak by się mogło wydawać – struktur ustrojowych przybliża nam koheletowego ducha. Jest czas budowania i czas burzenia, jest czas sadzenia i czas wyrywania, czas zszywania i czas rozdzierania…
Pieśń nad Pieśniami
Jeden z mędrców, starożytnego Izraela powiedział, że „wszystkie księgi Pisma są święte, ale Pieśń nad Pieśniami – Szir haszirim -jest Święta nad Świętymi”. Nie znamy autora księgi. Prawdopodobnie było ich wielu, w obecnym zaś kształcie została spisana około IV w. przed Chrystusem. Koloryt odmalowanych w księdze pejzaży wskazywałby na Ziemię Świętą, na okolice Jerozolimy. Nie wiemy również kim są jej bohaterowie. Oblubieniec raz jawi się pod postacią króla Salomona, innym razem ubogiego pasterza. Nie znamy ich imion. Sceneria Pieśni zmienia się nieustannie: od pałacowych komnat, przez ukwiecone doliny, mury miast. Zaciera się granica miedzy snem i jawą, marzeniem i spełnieniem.
Pieśń nad Pieśniami jest święta świętością ludzką i świętością Bożą. Ludzka, bo cóż jest dla człowieka ważniejsze od miłości? Poemat, który autor natchniony włożył w usta króla Salomona, odziewa tę ludzką miłość w szatę Słowa Bożego. Erotyczne igraszki, nadzieja spotkania, tęsknota oddalenia, zyskują nowy wymiar. Nie tracąc nic ze swej naturalnej świeżości, stają się częścią Bożego przesłania. Biblia mówi nam w Szir haszirim o pięknie miłości, która łączy mężczyznę z kobietą. Przypomina nam, że jest to miłość, do której Bóg stworzył człowieka, której zapragnął i którą pobłogosławił.
W Pieśni nad Pieśniami mają swoje miejsce wszyscy zakochani od początków świata aż do ostatniego dnia ludzkości. Odnajdzie w niej siebie nastoletnia, pierwsza miłość, i ta, którą odmierzają kolejne jubileusze. Odnajdzie w niej siebie dojrzała wierność małżonków i młodzieńcze zauroczenie od pierwszego wejrzenia.
Szir haszirim jest też święta świętością Bożą. Zarówno starożytni Izraelici, jak i pierwsi chrześcijanie odczytywali poemat jako utwór, w którym Bóg mówi o miłości do swego ludu. Pan, którego imię jest błogosławione, wybrał Izraela, wyprowadził go z Egiptu, by mówić mu do serca i poślubić go wiecznym przymierzem. Jezus Chrystus ukochał Kościół, swoją oblubienicę, i wydał za nią – za każdego z nas – samego siebie na drzewie krzyża. Zatem słowa wypowiadane przez Oblubieńca brzmią w uszach chrześcijan jak słowa samego Chrystusa, słowa zaś oblubienicy – jak miłosna odpowiedź całej wspólnoty wierzących.
Co więcej, mistyczna tradycja Kościoła widzi w Pieśni nad Pieśniami wielką metaforę Bożej miłości do duszy człowieka. Każdy z nas – w poetyckiej przenośni – staje się oblubienicą.
Erotyka wprawia współczesnego człowieka w zakłopotanie, jest to sfera ludzkich przeżyć, która umyka przed jednoznacznością. Jak o niej mówić? Jak przezywać ją sposób autentyczny i naturalny? Jak ją przedstawiać, i czy w ogóle? Z jednej strony bywa wulgaryzowana, kojarzona z prymitywnym instynktem, z drugiej zaś wynoszona na piedestał jako pierwszy i najważniejszy impuls dla ludzkich działań. Jedni pragną, by pozostała ukryta w sferze purytańskiej dyskrecji, inni natomiast domagają się jej publicznej obecności na równi innymi przejawami tego, co ludzkie. Pieśń nad Pieśniami jest przesiąknięta erotyką, bez ogródek mówi o piersiach Oblubienicy, o wargach Oblubieńca, o dotyku, pieszczotach i pocałunkach, a jednak czyni to w sposób piękny, dobry i prawdziwy. Przypomina nam, że tajemnica miłości jednoczy w człowieku to, co boskie – Bóg jest miłością- z tym, co sprawia, że jesteśmy częścią otaczającej nas przyrody, tak samo jak inne stworzenia doświadczamy seksualnej fascynacji oraz instynktu przedłużenia gatunku.
Szir haszirim wprowadza do wnętrza Biblii – katedry Bożego Słowa – tę sferę ludzkich doświadczeń, którą tak łatwo zwulgaryzować, zredukować do rangi prymitywnego pożądania.
Słyszymy nieraz: „Nie ma prawdziwej miłości”. Pieśń nad Pieśniami przypomina nam, że prawdziwa miłość istnieje, człowiek potrafi kochać, bo Bóg pierwszy go umiłował.
ks. prof. dr hab. Krzysztof Bardski
(komentarz wygłoszony na inauguracji Verba Sacra 23 stycznia 2000 roku)