Pierwszy tom Poezyj Adama Mickiewicza wyszedł drukiem w czerwcu 1822 roku w Wilnie w drukarni Józefa Zawadzkiego i zawierał 14 utworów tworzących cykl Ballad i romansów oraz kilka innych wierszy. Jego nakład liczył 500 egzemplarzy i szybko wyczerpał się. Drugie wydanie, po kilku miesiącach, zaplanowano na 1000 egzemplarzy. Wbrew temu, co niekiedy sądzi się, tomik nie był debiutem poetyckim autora, gdyż jeszcze przed jego ukazaniem się, w tym samym roku 1822 poeta opublikował w prasie Świteziankę i wiersz Do Joachima Lelewela, a jeszcze wcześniej ogłosił w czasopismach Wilna i Warszawy kilka utworów poetyckich i prac krytycznych. Tom z 1822 roku, który ukazał się dzięki licznym subskrybentom, objawił więc poetę młodego, ale już znanego przynajmniej pewnej części publiczności literackiej. Jednak dopiero ten tom, a nie wcześniejsze wiersze poety i jego przyjaciół-filomatów otworzył w naszej literaturze nową epokę, nową poezję, wręcz nowy świat wyobraźni i jej wysłowienia. Dlaczego? To pytanie w sposób naturalny musi się pojawić, jednak odpowiedź na nie może być tylko szkicowa, głównie z powodu złożoności samego zjawiska.
W erudycyjnej „Przemowie” O poezji romantycznej, poprzedzającej wiersze, Mickiewicz pisze o procesach, które przenikały kulturę w różnych okresach jej trwania, ujawniając się intensywnie lub – przeciwnie – prowadząc żywot ukryty. Należy do nich „romantyczność’ poezji, której najważniejszą cechą jest „duch czasu, sposobu myślenia i czucia ludów”. Poeta dodaje wprawdzie, iż jest to duch „wieków średnich”, ale zauważa zaraz, że cechy romantyczności mogą istnieć także w kulturze mu współczesnej. Sięganie do archaiki – greckiego antyku czy rodzimej ludowości, gdzie owa romantyczność jako postawa wobec świata zachowała się – nie służy zwykłemu naśladowaniu akceptowanych przez romantyka wzorów. Romantyczność polega na spojrzeniu na świat z innej niż powszechnie panująca perspektywy, na zaktywizowaniu „oczu duszy”, dzięki którym widzi się rzeczy w inny sposób niedostrzegalne. Czy jednak rozumie się je w pełni? Na to pytanie Mickiewiczowskie ballady nie dają jednoznacznej odpowiedzi, przedstawiają bowiem świat tajemniczy, który stawia opór pełnemu poznaniu, a ono samo – być może – nie wszystkim jest dostępne. Jednoznaczność ulega raz po raz przełamaniu humorem, rzewną zadumą, szokiem poznawczym lub zwykłą pomyłką. Niepewność czai się w historii, w naturze, w codzienności… Jej przyczyny tkwią głębiej, niż w – wyśmianym przez poetę – „łamaniu prawideł i wprowadzaniu diabłów”. Jednak czy możemy odkryć jej źródło? A potem ujarzmić, porzucić niepokój, zrozumieć rzeczywistość? Mickiewicz w balladach podpowiada pewne tropy, po chwili niektóre z nich zasłania, stawia warunki „czuciu i wierze”, kreśli wysoki ideał człowieczeństwa, ulega pięknu krajobrazu i urodzie Świtezianek. Nakazuje spojrzeć i odrzuca wartość samego patrzenia, każe słuchać i kwestionuje wartość usłyszanych przekazów. I uparcie docieka istnienia tego, co znajduje się poza – poza widzianym i zasłyszanym.
Zbiór został opatrzony dedykacją, skierowaną w stronę przyjaciół- filomatów: „Janowi Czeczotowi, Tomaszowi Zanowi, Józefowi Jeżowskiemu i Franciszkowi Malewskiemu, przyjaciołom moim, na pamiątkę szczęśliwych chwil młodości, którą z nimi przeżyłem, poświęca autor.” To bardzo znamienne dla Mickiewicza, nie tylko w jego młodym wieku, życie przyjaźnią i dawanie jej wyrazu w dedykacjach, adresach wierszy, nie licząc oczywiście samej korespondencji.
Romantyczność nie była „wynalazkiem” Mickiewicza, , on ją „odkrył” w świecie dawnej i najdawniejszej kultury, o czym świadczy wprowadzenie do tomu. Także ballada nie została przez niego „wynaleziona”, czego sam dowodził, a współcześnie mu, lub tylko nieco wcześniej, znakomicie rozwinęła się w literaturze niemieckiej ( słynna Lorelei , Król Olch) i rosyjskiej. Mickiewicz nie porzucił ballady wraz z wydaniem Poezyj w 1822 roku, wracał do tej formy kilkakrotnie, pisząc tak znakomite ( i znane, w jakiejś przynajmniej mierze dzięki opracowaniom muzycznym)) utwory jak Ucieczka, Trzech Budrysów , Renegat, Czaty. O muzycznych opracowaniach ballad – tych wczesnych i późniejszych mogę wspomnieć tylko mimochodem – muzykę do nich tworzyli m.in. Stanisław Moniuszko, Carl Loeve, Apolinary Szeluto, Ignacy Jan Paderewski, Tadeusz Szeligowski, Cezar Cui, Rimski -Korsakow, Maria Szymanowska i bardzo wielu innych kompozytorów. Nie tylko więc kolejne nakłady i wznowienia przyczyniały się do rosnącego zaznajomienia publiczności z balladami Mickiewicza; równie, a może nawet bardziej nośne i zapadające w pamięć były ich muzyczne wersje, wiele z nich wykonywano w domach, podczas wieczorków towarzyskich i spotkań rodzinnych . To jednak – arcyciekawa zresztą – sprawa późniejszej recepcji, tymczasem wróćmy do tomiku z 1822 roku.
Zaczyna się niewinnie, bo tak sugeruje tytuł pierwszego utworu, Pierwiosnek, kwiatek nieśmiały, , który w chodzi w dialog z poetą nieco zakłopotanym jego przedwczesnym pojawieniem się. Zbiór zamyka obszerny romans ( podtytuł autora), „myśl z pieśni gminnej”, czyli Dudarz. Wędrowny śpiewak trafia na spotkanie wiejskiej gromady i, uderzony widokiem stojących na uboczu dziewczyny z młodzieńcem, śpiewa dawno zasłyszaną z ust innego młodego człowieka piosenkę – wyznanie nieszczęśliwie zakochanego. Pod wpływem jej słów, za którymi może kryje się może jakieś bolesne wspomnienie, dziewczyna i jej towarzysz nagle opuszczają wioskę. Jej mieszkańcy starają się wymóc na śpiewaku wyjaśnienie, ale on „nic nie wiedział, może i wiedział, ale nie mówił…”. Między Pierwiosnkiem a Dudarzem rozgrywa się seria opowiedzianych historii, ulokowanych w znajomej okolicy , a więc tam, „ gdzie się kończą gaje”, w pobliżu „Płużyn ciemnego boru”, na rynku miasteczka, nad Świtezią i Kołdyczewem, w karczmie o zaskakującej nie tylko bohaterów ballady nazwie, przy kapliczce na wzgórku za miastem, „tu za lasem, za stawem”. Topografia znajoma poecie, i dziś także, przynajmniej w części, znakomicie rozpoznawalna. Mickiewicz nie pisze jednak przewodnika po okolicy, choć i temu mogą jego ballady posłużyć. Jeśli tam zajrzymy, zobaczymy, że z dna jeziora zostaje wyłowiona kobieta i opowiada historię zatopionego przed wiekami miasta, a rosnące na brzegu kwiatu to jego mieszkanki, które wybrały roślinny żywot zamiast niewoli. Na brzegu tego samego jeziora pokutuje niewierny strzelec, który porzucił ukochaną dla wodnej zjawy. A może ukochana nie była już żywym człowiekiem i wystawiając strzelca na próbę wierności, dokonała zemsty za własne, doznane w życiu na ziemi, niepowodzenia miłosne? W innym miejscu okrutni zbójcy porzucają swoje zbrodnicze rzemiosło, przekonani i pokonani modlitwą dzieci. Za gajem coś straszy, nieszczęśliwa dziewczyna, nie bacząc na innych ludzi, rozmawia ze swoim zmarłym ukochanym, inna, zmieniona w rybkę, wyłania się z wody, żeby nakarmić dziecko. Mieszają się formy i kształty życia, uczestniczą w tym i nieboskłon, i wodny żywioł. To świat pełen dźwięków, szmerów, zawołań, zwodniczych obrazów, ukazujących się i ginących w mroku. Świat, który trzyma w napięciu wzrok i słuch, co chwila demaskując złudzenia, jakim te zmysły podlegają. „Zdajesz się wisieć w środku niebokręga”… I znów pojawiają się wezwania do wytężonej pracy słuchu i wzroku: „pomnij zatrzymać swe konie, byś się przypatrzył jezioru…”, „spojrzyj Marylo, gdzie się kończą gaje…” . Słynne motto do ballady Romantyczność z Hamleta „zdaje się, że widzę… „ także demonstruje zawahanie, zawieszenie na chwilę pewności, by powrócić do niej jako do manifestacji doznania subiektywnego, postrzeganego i odczuwanego tylko przez sam podmiot.
Ballady i romanse posiadały moc manifestu na kilku co najmniej poziomach, odnoszących się do źródeł inspiracji, obrazu natury, postawy poznawczej człowieka związanej z jego dyspozycją etyczną, wreszcie do przekonań o naturze rzeczywistości. Żaden z tych wymiarów nie był jakąś absolutną nowością, ale dopiero ich ulokowanie w jednym dziele,( pod jedną okładką) przyniosło niespotkany ani wcześniej, ani w czasie poecie współczesnym efekt.
Najważniejsza część tego wieczoru, która zacznie się za chwilę, została zaprojektowana jako kilka mikrocykli, w których pojawiają się nie tylko ballady z pierwszego tomu Poezyj, ale także napisane później. Najpierw szerokim gestem artyści zaproszą do bliższego poznania okolicy, skąd przejdziemy do po części łagodnej i humorystycznej, po części już groźnej ekspozycji strachów i dziwów, w jakie ta okolica najwyraźniej obfituje. Pojawią się też wieści – nie może zabraknąć tego ulubionego przez Mickiewicza – balladzistę słowa – z innych okolic. Pytanie, czy dawać tym relacjom wiarę? I zaraz pojawi się drugie, paradoksalnie bliskie romantycznej teorii poznania i romantycznej poetologii – dlaczego mamy stawiać opór efektom wyobraźni poety? Bo nie pasują do naszych doświadczeń? To zbyt słaby argument, Mickiewicz poradził sobie z nim bardzo skutecznie. „Zdaje się, że widzę….”
prof. dr hab. Elżbieta Nowicka